[Zwrotka 1] I byle do przodu, i byle do brzegu Ukrytego pośród historii sprzed wieków Czyjeż to ręce tak sprawnie uszyły famę Że komuś na końcu jest coś pisane? Kim byli bardowie, którym natchnienie Darowało w fantazji pod stopami twardą ziemię? Kto zesłał wenę? To rojenia? Ułudy? Ktoś chciał tylko marzyć? Czy pragnął też zguby? Samotnie na łodzi własnego żywota Do przodu, do brzegu! Trzeba wiosłować! Bądź niewolniczo, na czarnej galerze Dać ponieść się wiatru w obcej już wierze Całować martwej pustki nabrzeże? W moim korabie ocean przemierzę Pełen szlaków bez szlakowskazów I tak płynę... gubiąc się pomału... [Refren] We mgle się gubię, ją obrałem na boga Którego zwłokami byłaby rosa... [Zwrotka 2] W bieli osadzie na licu powietrza Nie pragnę już lądu, pragnę już przestać Zataczać kręgi w ślepej żegludze Swych własnych złudzeń Odrzucam wiosła i czekam ich dźwięku Nie zbawił uszu plusk tych otmętów Tak cicho wokół, bo krajobrazy nut Także dryfują bezgłośnie śród wód Ja - płód, poczęty bez woli mej, wydany Przez morskie łono na morskich cmentarzy Księżyce... w aurze mogielnicy znicze Palą się krzykiem i dreszczem na plecach Gdy się widzi jak czeka alabastrowa pustka Kładzie twe oczy spokojnie do łóżka To matczyne dłonie, z ust sączą się słowa... Gdybyśmy na lądzie... Zwłokami jej Byłaby rosa... [Refren]