Kozim - Dziedzic lyrics

Published

0 145 0

Kozim - Dziedzic lyrics

[Zwrotka 1: Młody GOH] Hardcore rap to religia, mająca dziś w Polsce garstkę wyznawców W talii nie ma samozwańczych asów A gwiazdy są ciemne oraz bezimienne Ale jak to ma zrozumieć pokolenie chowane na mainstreamie? Dziedziczące sztuczne brzmienie Grane grzecznie pod publikę, otwórz rap historii kronikę Kiedyś ten gatunek był bardziej skomplikowany Dziś łase barany na many, wywołują chałtury zabieg medialny By polizać barwnik chaotycznej sławy Po czym ustąpić sezonowcom bardziej popularnym STOP! Jestem po drugiej stronie frakcji barykady Dziedzictwem poetyckim tajemniczo owiany Nie mogę patrzeć na nachalne, mamiące reklamy I ustrój, w którym nie rządzi mądrość, tylko szydercze układy [Zwrotka 2: Kozim] Dotąd minęły wieki, odkąd to Horacy Zbudował słowem pomnik od spiżu trwalszy Wierząc, że nieśmiertelność da mu tym samym Po dziś dzień w wersach ukryte żyją jego prawdy Każde z pokoleń jest kontynuatorem Tworzy historię pisząc o swym losie Czas niesie zmiany? Czy to my świat zmieniamy? Kreując go oczami marzeń, by mógł być wspanialszy! Tak my jak ci przed nami dbamy o kunszt Znając wartość słów zawartą na osi czasu Pieprzyć populizm czasów mej egzystencji Wszystkich minimalistów bez perspektyw szerszych! Stajemy naprzeciw niosącym zubożałe treści Niczym trzech wieszczy w walce o autentyk Niech te wersy staną się źródłem wiedzy dla następnych Podpisano: dziedzic, wiek dwudziesty pierwszy! [Refren: Sifu] Jestem dziedzicem, eklektycznym tworem Na dobre i na gorsze, gdy dziejowe zboże Od porannych kaw aż do umierania dnia Faluje nam łanem, sieje potomstwo traw [Zwrotka 3: Młody GOH] Pióro parzy ręce, a książka oślepia oczy Zagubionego narodu, cień pada na pamięć mordu Naszej inteligencji za czasów rozbiorów Pomyśl, mściwy i zazdrosny Polaku że byłbyś teraz niewolnikiem bez dziedzictwa braku Sługusem na zachodnim deptaku Gdzie ze strachu, w popłochu nerwica zjada skrawkami rozum Muzeum dziedzictwa wtedy niczym piąte koło u wozu Powracają dusze zdrajców Dopływając do brzegu na zbudowanym z kości rodaków statku A my, poeci, w tanich łachach Naprzeciw odziedziczonej głupocie zagubionych martwych istnień.. [Zwrotka 4: Grem] Nie o nocnych baletach czy operach pod oknami tu mowa Ni o tym, że któryś raper znów coś zmalował Nie jeden dziś uważa to za przełom, jełop Jeśli chcą Ci to wcisnąć jako dzieło, przełącz! Ponoć rap jako gatunek jest nic nie wart Zajmują się nim Ci, którzy nie potrafią śpiewać Cóż… Po części tak jest, zaiste Więc nie uważam się za rapera, tylko artystę Bo nie myślę o raperach jak o moich poprzednikach Uważam za nich tych, o których czytasz w podręcznikach Mam wzorzec, tworzę, pamiętam o pokorze Nie dam się dumie unieść, zbyt głęboko sięga mój korzeń! Jeśli wam styka pozłacane, papierowe poroże Chcecie szampan, cycate groupies i VIP-owską lożę Nie liczcie na dojrzałych słuchaczy, ukłon Róbta co chceta, tylko nie zwijta chłamu sztuką! [Refren: Sifu]