Klasiik - Fulisz Suasajd 2 lyrics

Published

0 124 0

Klasiik - Fulisz Suasajd 2 lyrics

[Klasiik] A czy Ty czujesz się potrzebny? Ostatnio trochę myślałem, wiem, to śmieszne Lecz to nie czas na żarty, wprowadzam więc korektę I pytam gdzie to lepsze życie niby być ma Jeśli jesteś gdzieś w pobliżu widzisz dziś jak Przebiegam tu i tam, ciągle niszcząc się Lecz nie zauważasz mnie, jestem tylko tłem Tylko sen dzisiaj odpędza myśli złe, myśli te Chciałbym zmyślić je, ale dziś ich treść jest zbyt autentyczna By je odrzucić, wszędzie widzę pokusy, chwilę później pokuty Chciałbym się poduczyć żyć, pomyłki mych myśli unicestwiają mnie powoli – to boli Przykrych momentów w życiu mam coraz więcej Ponownie odwiedza agonia serce Zwykle to ten sen jej każe się wynieść, czasem pozwala jej nocować A te chwile przeciętny zjadacz chleba nazwałby koszmarem Wtedy sam na sam z wadami zostaje Co dalej? O tym właśnie jest ten kawałek Myślę czy opuścić coś w czym się zakochałem Stara miłość nie rdzewieje – nie jest metalem Lecz ja wierzyć w tą miłość i w siebie przestaję Wchodzę w siebie gdzieś dalej, an*lizuję Kolejny dzień moje serce nakarmi bólem Nadal syf czuję Często czuję wyboru dróg wpływ I choć rzadko mam chwilę, że nie chcę czuć nic Jakiś duch zły dziś chce bym był jak Faust Zamienia dotychczasowe blizny na strach Strach? an*lizę przez zwoje przepuszczam I nachodzi mnie konkluzja – boję się jutra To jest ten układ, w którym od dawna trwam Kwintesencja egzystencji tkwi w porażkach A jeśli Bóg istnieje chyba mnie nie lubi Bo wciąż jest złośliwy, choć nie będę wiernie służył Jeśli jest, niech przemówi Uwierzę, lecz przedtem niech wybawi mnie od nieszczęść, które czuję nawet we śnie Chyba nie mam po co żyć Po co tkwić wśród rozczarowań, gdy mnie zalewa potok ich Po co śnić o rzeczach, co są poza zasięgiem Dlatego piszę ten list do was naprędce O was, na ten dzień, mam tylko jedno zdanie Ludzie to pedał, jak nie zjeb to frajer Jak nie chuj to kłamca i tak w nieskończoność Zamiast czerpać z życia tylko się go boją Ja jedyne, co czerpię z niego to smutek I być może je porzucę, choć wiem, że to głupie To tracę wciąż czucie, dłonie drętwieją Gdy jedynym, co mam od życia ciągle jest niemoc Ciągnie mnie przemoc, ludzie mówią: „omiń spazmę” Nie wiem czy pamiętasz, gdy mówiłem o przyjaźni Ludzie mnie męczą, wkurwiają, nade mną znów stanąć chcą I to samo wciąż, mam żyć dla nich? Sayo Co? I tak wszyscy na mnie sracie Jedyne informacje o mnie macie w rapie Jestem tylko tłem, tła ludzie nie kochają To koniec mej życia linii, dobranoc Niektórzy pamiętają pierwszą tego część I wiedzą, że niektórzy zamiast w siebie wierzą w lęk Wiedzą gdzie tkwi granica między słowem a czynem Każdy, kto ją przekroczy lęk w sobie zabije Lęk? Kiedyś zwykłem mówić o tych słabych A wiadomo, negowanie szybko wchodzi w nawyk Dziś sam jestem jednym z nich, ich plejady Za słaby by żyć, za słaby by się zabić