Karol Chachurski - Pierwszy raz lyrics

Published

0 135 0

Karol Chachurski - Pierwszy raz lyrics

[Refren: Karol Chachurski] Uśmiechem witam lub częstuje łzami Uskrzydla cieszy, a czasem też rani Zmienia nasze drogi, oczy otwiera Często jest co dzień, lecz się nie powiela [Verse 1: Ostry] Każdą chwile cenie, nie odpuszczam ani grama Wiem, że następna nie będzie taka sama Pierwszy dziecka krzyk, płacz, pocałunek pierwszy Na koncercie ryk, zeszyt pełen wierszy Wiele dziś bym dał, by powrócić do tych chwil Kiedy pierwszy rap dawałem jako szczyl Kiedy pierwszy raz usłyszałem jak on brzmi Znowu przeżyć to, gdy zaszczepił się w mej krwi Spojrzenie, dziewczyna, miłość moja pierwsza Głowa wariowała aż do kłucia serca W Iwoniczu-Zdroju - tam był pierwszy raz Pamiętam to jak dziś, chociaż niszczy czas Pierwsza noc poza domem, tempo zawrotne Seks w samochodzie, miłości przelotne Noc na komendzie i wytrzeźwień izba Kradzież, ucieczka, cios i na twarzy blizna Pojedynek z wódką - ciężki, bez litości Krótko trwał, ale do nieprzytomności Szerokie spodnie, rolki, pierwszy trik na murku Zapisy do klubu, pierwszy gol na podwórku Wszystkie pierwsze chwile, które pamięć sięga To ten pierwszy raz, który się pamięta Za każdy z nich jestem dzieciak wdzięczny I znowu dziękuje za każdy następny [Refren: Karol Chachurski] Uśmiechem witam lub częstuje łzami Uskrzydla cieszy, a czasem też rani Zmienia nasze drogi, oczy otwiera Często jest co dzień, lecz się nie powiela [Verse 2: Paluch] Ziomek, nigdy nie zapomnę pierwszych bitych piątek Gówniarzy, których pierwsza wódka grzała jak wrzątek Tych twarzy dziś nie widzę, nowy świata porządek Wódka już nie parzy, piję 0.7 wspomnień Jak pierwszy pogrzeb, świadomość odbiera nam drogi Chcemy żyć dobrze, nikt nie miał w planach odchodzić Przez jeden impuls dostrzegasz świata uroki Jak pierwszy oddech dziecka, pierwsze jego kroki Kolejny upadek, po pierwszym już nie ma śladu Strzepujesz kurz z dumy, ból przed wrogiem zamaskuj Jak treningowy worek - sam nie wiesz kto Cię kopie A Twoje szczęśliwe karty od lat są na urlopie Znam to, Bracie, człowiek często nie ma uczuć Dorastał w syfie, wychowanek ludzkiego brudu Nie dosięgniesz nieba, twarze betonowych butów To życie na ulicach blisko zimnego gruntu [Refren: Karol Chachurski] Uśmiechem witam lub częstuje łzami Uskrzydla cieszy, a czasem też rani Zmienia nasze drogi, oczy otwiera Często jest co dzień, lecz się nie powiela