Kameleon - Lubelskie Legendy lyrics

Published

0 144 0

Kameleon - Lubelskie Legendy lyrics

[Zwrotka1] Wziąłem prysznic, wytarłem się ręcznikiem Ale zamiast wody przy wyżymaniu poleciały iskry Wypadek dziwny, spojrzałem w swe źrenice Ale tylko przez chwilę, bo lustro stopiłem spojrzeniem swym Wyszedłem z łazienki, trochę zaniepokojony Nie otwierając drzwi zostawiłem za sobą rozgrzane framugi Czy jestem przeklęty? Na stole odcisk dłoni Wypaliłem ogniem czarcim. Gdzie się urodziłem? Lublin Czas na sąd trybunalski. Nie potrzebuje broni Diabelska sprawiedliwość. Strzeżcie się magnaci Czas na sąd szarlatański. Pod kapturem rogi Paradoksalna uczciwość w centrum starówki Swych mocy piekielnych, na pohybel prawomocnym Panom i paniom, od żebraka do starosty Użyję by berło dzierżyć. W rozgrzane kotły Włożę Wasze głowy, pozostawiając krwawy Plac Zamkowy [Refren] Przechodząc się Grodzką, poczuj mój ciepły cień I zapamiętaj, że nie jesteś bezpieczny Ogarnie Cię rozkosz rozgrzanych ziem Koziego Grodu, wschodniej udręki Uliczka Jezuicka, na wprost bramy Świeci symbolem Twojej zagłady Zapatrz się w lica ciemnej niewiasty I po drodze do niej skończ żywot marny [Zwrotka2] U boku mam ją, kruczoczarnowłosa piękność Która już nigdy nie zaufa, bo przez to nie żyje ona Egzotyczny wzrok zwabi Was i poznacie piekło Czując blizny i w katuszach ukształtowanego demona Gdy Wam cieknie ślina, kapiąc ciurkiem na bruk Zobaczycie zarys twarzy, o którym każdy śni Lecz to co Wam spodnie napina, w ciągu chwil paru Okaże się tym, co wysmaży Wam mózg, przez taniec opętańczy Rozumiemy się bez słów, w poprzednim wcieleniu Każde z nas doświadczyło tortur ze strony praworządnych Naszą misją jest wkuć, w głowy ludu ten gwóźdź Który spowoduje, że tłum zrozumie znaczenie ciemnej dogmy Jeśli wpadniesz w moje sidła, to nie proś o nic Jeśli wpadniesz w jej sidła, też jesteś stracony Bo krzywda potrafi obudzić w istocie czarną siłę Ona nigdy nie wybacza, a jej dawne imię to Inez [Refren] [Zwrotka3] Kamień z Placu Bernardyńskiego dzierżę jako talizman Naznaczony krwią niewinną co wpłynęła w jego szczerbę Głośny krzyk nie jednego, który przy nim nie wytrwał Zgładzony jego wyrwą co kumuluje wciąż nieszczęście Nie podchodzi się do niego, jeśli nie zna się magi Wdrożonej płomieniami na wieki wieków Tu nie pomoże ego, on działa na nie jak wabik Chcesz wplątany być w szarlatański deal? Nie kuś Tu nie ma niewinnych, a świat jest spróchniały I przez kataraktę to miasto wciąż traci kolory Dołączę do nielicznych by ten uśmiech szczerbaty Przez martwe kocie łby przeciągnąć na stos dorodny Płońcie nędznicy, płońcie bogacze i Wy, mieszczanie Anty-boska sprawiedliwość, wraz z atrybutami By w tej dziczy równowagę znaleźć na stałe Wznoszę dłonie rozgrzane, piękność u boku, na szyi kamień [Refren]