Kali - Wybij się lyrics

Published

0 584 0

Kali - Wybij się lyrics

Wybijasz się na dzielnie, szary dzień, szare bloki Dobrze znasz ten rewir lecz niepewnie stawiasz kroki Maszerujesz dzielnie, w głowie niemłode foki Ale świadomość, że w kiermie sreberka pełne koki Zasznurowane skoki, mocno zapięte spodnie By w razie przypału lecieć jak quattro po betonie Pocą ci się dłonie, ale trzymasz pełny orient Nic nie umknie twej uwadze jak polującej sowie Godzina wybiła, czekasz przy czarnej ławce Pozornie cisza, spokój, dzieci puszczają latawce Jeszcze nie wiesz, ale czekasz na oprawce Od dawna Ciebie chcą bo grasz na wysokiej stawce Ijo, ijo lecą w łapach policyjne szmaty ... Stój, Policja Palisz buta na przełaj i wbiegasz tam do bramy I kiedy tak czekałeś czy cię znajdą, przykitrany Rozsądek zaczął radzić takimi o to słowami: Możesz się wybić albo iść drogą krętą Możesz się wybić albo czekać na pento Możesz garściami brać albo łyżeczką A gadom przy klapie jest i tak wszystko jedno Możesz się wybić albo dać się pomielić Możesz się wybić i wolność docenić Jutro obudzić albo zasnąć na wieki Bo jeden mniej czy więcej bez znaczenia dla skurwieli Wbijasz się na dzielnie odkleiwszy od poduszki Od walenia w kinol, głowa pusta jak wydmuszki Trzęsą się nóżki, ubrany jak menel ruski A w bani jedna myśl - Koka z pyłem jarzeniówki Oczy latają jak piłeczki do ping ponga Zaraz eksplodujesz jeśli nie zajebiesz gonga Usta jak trąba, jak tykająca bomba Pragniesz nart i śniegu jak Alberto Tomba Na palcu plomba, w cyce puste jak żebrak Przy czarnej ławce na towar musisz poczekać Już go widzisz na przywitanie macha Ale nagle puszcza się za nim tajnych burków wataha No i padaka, nie walniesz dziś do nocha Bo nie masz telefonu, na ławce zaczynasz szlochać Ty w siódmych potach, dotarło żeś wjebany To reszta mózgu doradziła takimi słowami: Możesz się wybić albo iść na ósme piętro Możesz się wybić albo dźwigać to piętno Może cię skręcać albo żyć się lekko A typom w kostnicy jest i tak wszystko jedno Możesz się wybić albo iść się zastrzelić Możesz się wybić albo nie dożyć niedzieli Dać za wygraną albo zwalczyć to gówno Czy jeden mniej czy więcej, zasilisz cmentarz trumną Wybijasz się na dzielnie, poprawiasz rękoma cycki Od śmigania w szpilkach na piętach masz odciski Liczą się zyski za penetrację kiszki Masz nadzieję, że trafią się Niemieccy turyści Jedno na myśli, siano za kontakt bliski Gdy będzie po wszystkim, przydatne Orbit listki Wyciągasz błyszczyk, skarbonka czeka w stringach Dla nich jesteś Anka, choć masz na imię Kinga Podjeżdża klient, szybko ustalacie stawkę W drodze, w oddali twój chłopak stoi przy czarnej ławce Prawie na miejscu, cisza, lasek, zero ducha Ten napalony koleś już coś szepta Ci do ucha - "Ściągaj kiecę mała, dziś za darmo cię wyrucham" Gdy uciekałaś z auta gdzieś pogubiłaś buta Gdy zamaskowana tam płakałaś za krzakami Przemówił Anioł Stróż takimi o to słowami: Możesz się wybić albo złapać nie jedno Możesz się wybić albo skończyć pod wierzbą Możesz zapomnieć gdy zrozumiesz sedno A dla lekarza wynik to i tak wszystko jedno Możesz się wybić albo do reszty skurwić Możesz się wybić albo na zawsze polubić Odciąć uczucia albo miłość poślubić Chyba, że wszystko jedno z kim będziesz się budzić