Kaczmi - Gdzie diabeł mówi dobranoc lyrics

Published

0 227 0

Kaczmi - Gdzie diabeł mówi dobranoc lyrics

[Zwrotka 1: Młody Goh] Za każdym razem, kiedy do snu gasisz światło Demon zgorszenia przeszywa twoje ciało Szpon jak imadło chwyta za gardło, fragment duszy skradło Zduszono, momentalnie zapalono światło, ziora w zwierciadło Krwawy napis "Dobranoc" zdobi pobrudzone czoło Gdy chluba degeneratów złotem nęci Po bramach spijają deszczówkę pełną rtęci Społeczni malkontenci, jadowici emeryci Przy kotle zapomnienia wywar chłepczą trędowaci Każdy siebie obelgami szmaci I przecina bez sumienia swej historii nici Odrażający niszowi pijani celebryci W mroku lęku oraz niepowodzeń wciąż ukryci Uczuciowi mutanci, niewolnicy zaburzenia Dorastają w miejscu, gdzie gnije nadzieja [Zwrotka 2: Kaczmi] Ściana ubrana w skromne graffiti W mini dziewczyna przechodzi lifting Kutas przemierza krainę odbytu Jak polski wampir przemierzał Bytów Rozciął sukienkę, ugryzł ją w twarz Rozkurwił pizdę, ostatni wrzask Sromem rozprutym spłynęły flaki Krwią nasiąknęły pod ciałem krzaki Diabeł tu mówi wszystkim dobranoc Rżnięta rozcięta laska w kakao Maczetą prawie odrąbał głowę A po tym wszystkim wsiadł na swój rower Ciemne zakątki, robaki, szczury Ogromne miasta i wiejskie dziury To bez znaczenia, diabeł chce jeszcze Czasami w sukni, czasem w ramonesce [Zwrotka 3: Scalpel] Tutaj nie ma zła, nie ma dobra, jest tylko pustka Sen przeplatany szarością chorego jutra życie jak kurwa, chwyta za jaja mocno Zamiast pomocnej dłoni dostaniesz kosę za wolność Tutaj tak wolno, miasto tonie w narkotykach Dzieci latają ze ścierwem, u mnie lukę wypełnia muzyka Człowiek się rodzi, żyje a potem zdycha Skumulowaną złość często podkręca polityka I ten kościelny syndykat pana Terlika Gdybym mógł to wypierdolibym w powietrze twierdzę Rydzyka Wiem jak to jest, kiedy bezradność dotyka W pokoju zasianym często sięgamy ryzyka Gdzie diabeł mówi dobranoc ty witasz ten sam horror Uskrzydlony igłą, tabletką czy białą torbą Zwykła codzienność, nadzieja, której nie ma Ale żresz ją codziennie z kawałkiem spleśniałego chleba [Zwrotka 4: OdyN] Jest miejsce na P w ziemskim kurwidołku Chociaż jest tu jak w piekle, mówię o Polsce ciołku Tym miejscem rządzi wóda, przekręty i mamona To miejsce diabeł trzyma w swoich zakrwawionych szponach I ma swoją gwardię, która rządzi tym wszystkim Bezduszne marionetki, które tylko liczą zyski I wyszczekują ciągle stare wyświechtane hasła W niejednym w tym bagnie nadzieja już zgasła Dzisiaj nie zjemy masła, ciesz się, że masz na chleb Tłumaczy dziecku stary wypalony jak kiep A co jutro - strzał w łep czy ma ojebać sklep Głosuj obywatelu, potem idź biedę klep Ten pieprzony horror powtarza się co rano Chyba, że coś przekręcisz i przez chwilę masz siano Chwila pryska wraz z ostatnią butelką denatu Zmrok zapada, diabeł śmiejąc się mówi dobranoc światu [Zwrotka 5: Lolo] Mówią "Dla każdego jest miejsce na ziemi Znajdzie swoją ciszę niż, że cud życia doceni" To dlaczego w koło mnie stoją tacy zawiedzeni W ich oczach nikt od dawna już nie widział płomieni Mieni mi się w oczach, źle śni mi się nocami że błądzę w labiryncie między szarymi ścianami Poskładany jak origami szukam ludzkiej miny Wszędzie lustrem zasłonięte prawdziwe witryny A co jest na półkach wewnątrz tego schronu Dowiesz się dopiero jak tam zajrzysz po kryjomu Wszyscy włażą na ten pociąg, choć niedługo koniec szyny Brak limitu ceny na części tej maszyny To system, co zaślepia umysł człowieka Sprawia, że przez całe życie na coś, kurwa, czekasz Pod prąd brnę przez teren zainfekowany Patologiczny świat w okół mnie snuje plany [Zwrotka 6: Wnuk] Demony, gnębią stale jak mordy w łapach nie topisz Gdzie kuriozum łeb karmiony pęka od paranoii Dwie dekady stąpam, a to co mam to ta para dłoni I nie składam broni tu, gdzie martwy król rządzi Przekrwione białka, drzę od niewyspania Ból i frustracja znów karze nam błędy zachlać I na bank znasz to, na trzeźwo ciężko ogarnąć [?] i ściska gardło