Junes - Jenny lyrics

Published

0 134 0

Junes - Jenny lyrics

[Verse 1: Junes] Od zawsze samodzielny, nawet często na siłę Wewnętrzny imperatyw, by się wyrwać rodzinie Obcy nawet w swoim domu - Pasażer Nostromo Wychodziłem wtedy na dwór pogadać ze sobą Towarzyski aspekt alkoholu szybko wygasł Siadałem, brałem flaszkę i wolałem pisać Nawet szlugi - wolałem iść i kupić paczkę I samemu se wieczorem usiąść na ławce A ze wszystkich towarzyskich, kurwa, wieczorów Najbardziej lubiłem sam se wracać do domu I ten internet - jakby stworzony dla mnie Kiedy dzieli nas kabel, to pogadać łatwiej I jak myślisz, że to było smutne i przykre Odpowiem: byłem wtedy w najlepszym towarzystwie Więc zamiast brać mnie za dziwaka i pouczać Lepiej idź, bo chcę już sam zostać tutaj [Verse 2: Kidd] Spędzę z nimi więcej czasu, niż z własną rodziną Żyją z tego, co ja, choć nigdy tego nie opiszą Mogę zrobić to za nich, udać że wiem, czym jest dramat Bezmyślnego truptania po szlakach dom-praca To nie stawia mnie wyżej, to plasuje na orbicie Cloud 9 millimeters, wiem że nie pasuję nigdzie Mamy tę samą fabrykę, na tym musi się skończyć Bo istnieje coś takiego jak wspólny wartownik To kwestia ideologii, lub raczej tego, że ją macie Moja droga wolności - Deadeye DDi(c)k, Rysio Snajper Czas picia pod wulkanem jeszcze pewnie przede mną Choć po wyjściu z firmy czuję się jak Firmin, i to często Jeśli nie wiesz, o co chodzi, to weź się, kurwa, dowiedz Pierdol płyty i po pracy weź się za czytanie książek Zanim naskrobiesz zwrotkę, by móc się w tłumie odnaleźć Pozwól, przypomnę Ci chłopcze - tak robią tylko pajace [Verse 3: Kecaj] Najmądrzejsi... A ja nie widzę w sobie Boga Pełen obaw, że droga, którą idę, jest przypadkowa Codziennie biegnę i staję przy osobach Z którymi nigdy nie będę się identyfikował W tych pustych rozmowach - od polityki po żarcie Nie widzę wartości, mogę wam rzucić po żarcie Przez moją ignorancję rzucają mnie na pożarcie Jakby to wasze uznanie było dla mnie coś warte Czasem tracę paliwo - ciężko o przyjaźń z rutyną Kiedy serce krzyczy: weź wyraź to siłą! Wreszcie mam swoją drogę, a mogłem wybrać tą czyjąś Niestety nic nie jest czarno-białe jak pianino Oczekiwania... A ja nie jestem maszyną I mam ochotę wszystko zalać krwią jak Tarantino Może jest ukojenie wśród medytacji i sutry Lecz ja nie jestem odważny, zostanę zwyczajnie smutny