Jan Taxky - Inwazja na rap (100 linijek szaleństwa 2) lyrics

Published

0 108 0

Jan Taxky - Inwazja na rap (100 linijek szaleństwa 2) lyrics

[Intro] I am Hip-Hop. I am the physical embodiment of that word and so when that word is being disrespected - you dissin' me Posłuchaj [Zwrotka 1] Moi ludzie mówią mi, żebym diss tu nagrał Pełna pizd ta rapgra, byle szczyl ma majka I sapie, rapuje o rapie, albo że znowu ma zwałę Chuj to kogo boli, kurwa, jebany pedale Brzydzę się tym środowiskiem, pierdolę raperów Jestem tu, żeby nagrywać tracki, nie szukam kolegów Wojownicy ulicy wożą się na plecach ziomków Na tej szachownicy się nie liczy kto ma ile pionków Ale, kurwa, jak gra w to I co ma w sobie Chuj z prawdą, to epitafium na twoim grobie Zrobię to tak jak nie zrobił tego nikt Żeby każdy się bał, że to jest na niego diss Będę dawał z siebie wszystko, aż nie zostanie mi nic Mam się prosić o uwagę? No to, kurwa, b**h, please Chciałeś z buta wjeżdżać? Żebyś w kalendarz nie kopnął I nie zapomnij mi napisać czyją jestem kopią Żebym znalazł i zabił, wpadł z kolegami Nasrał do mordy i spuścił gówno łzami Sprawy załatwiane twarzą w twarz to już przeszłość Dzisiaj beefy rozwiązuje się facebook to facebook Dzieciaki chcą brać przykład, idole chcą brać hajs A rapgra już przywykła, że każdy chce jej kraść Ja na przykład pierdolę to, śmieję się w japę światu Gdy za drobne zabijają się ci męczennicy rapu Zrzucam bomby na scenę, patrzę jak płonie Niech wacków cierpienie tu podnieca ogień Tu masz wszystko na pokaz, nie liczą się teksty Choć gdy forma chujowa nie da się słuchać treści To do horrorcore'owców, co plują do majka wiecznie Gdyby Gordy to usłyszał to by wpadł w anoreksję Rap ciągle smutny, szuka pocieszenia w klubach Sto pięćdziesiąt tracków o tym jak kogoś rzuciła dupa Albo że leje się wóda, dziwki łase na trójkąty Kreski nie smakują już jak w tysiąc czterysta dziesiątym Www.słownikrymów.com drogą do sukcesu Popiątne, poszóstne, szkoda, że bez sensu Po chuj to komu jak głowa sama kiwa się w rytm A jak wdupcysz parę kółek to wystarczy ci sam bit Nie ma co się starać, dobre wersy nie są w cenie Chyba każdy woli słuchać kogoś głupszego od siebie Podziemie jebie mainstream, ale to dalej bez sensu Większość jara się gównem, byle w błyszczącym pudełku Nie broń się, że to twój gust, że masz prawo, bla bla Słuchasz tego, bo wszyscy tak robią, taka prawda Sram na zdanie większości, większość to idioci Mam farta, nie jestem sam, wkurwienie nas jednoczy To walka a celem rap, niech każdy wack się poci Daj majka, a każdy punch wymierzę w nich jak pocisk Stoję po uszy w bagnie, widzę scenariusze czarne Cała scena ruszy na mnie, myśli, że zagłuszy prawdę Za chuj, będę walił bez ściemy, by oniemieli Zasnęli wkurwieni, gdy im to spali sound systemy Sam czy z ekipą, jest tutaj paru chłopaków Którym w twarz byś nie powiedział, że w Krakowie nie ma rapu Nie ma rapu, nie ma hajsu, nie ma kurwa nic Tylko smutne pierdolenie położone na bit Ktoś mnie pyta, czy znam typa, co wydał legalnie CD Sorry, nie znam, bo nie słucham chujowej muzyki Na melanżach dla beki leci niejedna znana ksywka Ktoś kiedyś o tym nawijał – karma to dziwka Dawno już przestały liczyć się sk**e na majku Mam niewyjściową mordę, więc nie podpiszę kontraktu Wkurwię się jak Vinnie Paz to sam wytwórnię założę Będę dokładał płyty do półlitrówki Krajowej Jak Frank Stacks mówię, że rap jest żartem wciąż Ale tym bardziej lubię go, no bo beki mam nigdy dość Weź to nastaw sobie, puść blanta w obieg Niech się banda dowie kto wziął majka w dłonie I płonie Jak jebany Ghost Rider stos kartek, głos w gardle Wciąż gaśnie, choć dla mnie to właśnie coś warte Każdy mój wers jak jebany cios w czaszkę Bądź w pogardzie, poddaj się, bo zgaśniesz Mówili mi, że nie mam techniki I flow marne Doszkolę tych nieudaczników; Coach Carter Nie mam fajnych refrenów ani głosu jak Kiepura Czasem brakuje mi tlenu jakbym pił denaturat Ale wersy robią swoje, kopią po głowie To szybki kurs jak zrobić tracheotomię Nie chcą mnie na featy, bo pozjadam im płyty Ukradnę słuchaczy z łatwością z jaką kradnę bity Paru typów po nielegalach miało podbijać kraj Wypłynęli, okazali się słabi; Kimbo Slice Kiedy słuchałem ich płyt miałem ciary na plecach Legal tak ich wykastrował, że do teraz nie dowierzam Jebać poklask mas, pokaż twarz Udowodnij, że godność masz, choćbyś został sam A nie tanie pierdolenie jak to źle jest I ciężko Obchodzi mnie to tyle co tęcza ślepe dziecko Pierdolę wasze opinie, robię swoje, chłopaku Śmiało możesz mówić mi Mario Balotelli rapu Nie mam nic do ukrycia, nic do udowodnienia Nic do stracenia, ale mam coś do powiedzenia Więc słuchaj I zamknij mordę jak mówię Albo odwróć wzrok jak Jagiełło na stówie Mam dla ciebie numer jeśli teraz jesteś smutny Gravediggaz „6 Feet Deep”, track ósmy Sto wersów znów, kończę pierdolić, ziomek Jeśli któryś cię uraził to znaczy, że był o tobie [Tekst - Rap Genius Polska]