Jan Lechoń - Wiersz dla Warszawy lyrics

Published

0 255 0

Jan Lechoń - Wiersz dla Warszawy lyrics

Kiedy śnieg cicho prószył zimową pogodą I smutnie nad dachami gasło słońce krwawe, Z pomnika wzniesionego za najeźdźcy zgodą, Mickiewicz zamyślony patrzał na Warszawę. Owiany zimnym wiatrem, wiejącym od Wisły, Wonią liści zeschniętych i trupiego gnicia, Przenikał wszystkich ludzi najskrytsze zamysły I mury, których nigdy nie widział za życia. Patrząc w Zamku królewską, potrzaskaną głowę, W kościotrupy kościołów jak potworne sztolnie, Mierzył to, co zrobiło Herculanum nowe, Które na śmierć męczeńską poszło dobrowolnie. Ujrzał łunę nad miastem i więzienne kraty, Okrucieństwa nie znane ludzkiej wyobraźni I słyszał, kiedy cichły moskiewskie armaty, Ażeby swym milczeniem dopomóc tej kaźni. I jako Bóg w dzień Sądu mieczem Archanioła, Wodząc wieszcza swą ręką na lewo i prawo, Oddzielił tych, co milcząc nie ugięli czoła, Od tych, co są narodu skorupą plugawą. I wtedy w sercu z brązu zadrgał wielki temat, Którego nikt poza nim godnie nie wypowie I w tym wichrze od Wisły rozpoczął poemat: "Warszawo wiecznie wolna, Ty jesteś jak zdrowie".