Jan Lechoń - Rejtan lyrics

Published

0 104 0

Jan Lechoń - Rejtan lyrics

Kiedy wszystko struchlało z obawy Moskali, On na progu się sali jako kłoda wali Z ta jedna myślą w głowie: "Ja wszystko ocalam", Rozdziera swoje szaty, krzycząc "Nie pozwalam!". Sto ramion niezlękłego uchwyciło męża, I oszalał i umarł. Lecz to on zwycięża. Bo parę lat zaledwie, - jest to chwila prawie, - I oto się nad polem chwieje piórko pawie, Hurmem chłopi z kosami biegną polną steczką I nakryli armaty krakowską czapeczką. I oto wszyscy naraz wznieśli wolne głowy, Spójrz! Oto idą boso lecz przez gaj laurowy, Dłoń twarda, co pług dotąd prowadziła w polu, Niesie sztandar wolności do bram Kapitolu, I idą, idą nasi, bijąc w tarabany, I myśląc o swej Basi, w kraju zapłakanej. Samotnik, który wtedy oszalał z rozpaczy, Nie ujrzy ich, to prawda, ale cóż to znaczy? Bo on odżył i wpośród śnieżnych drzew szpaleru To on wali bagnetem w wrota Belwederu I w ciemną noc styczniową wolność widzi jaśnie. Ten człowiek z brwią krzaczastą, to przecież on właśnie. Dziś kiedy na świat cały grzmią moskiewskie spiże, Gdy niejedno poselstwo stopy w Moskwie liże A oklask dla przemocy brzmi na wszystkie strony - Ten Rejtan znów podnosi nie łeb podgolony, Lecz głowę wychynioną z dantejskiego piekła, Z której, zda się, krew cała narodu wyciekła. Bo on, co myślą swoją szedł przed naród przodem, Teraz stał się już całym świadomym narodem I gdy wszystko przemocy gotuje owacje, On woła: "Nie pozwalam!". I to on ma rację.