Może kiedyś spojrzę na to inaczej Zamiast rapu i marzeń Znajdę pracę i zacznę popierdalać w krawacie Ale, póki co, mnie nie popierdoliło Mam marzenie, którym, żyjąc, delektuję się chwilą Dlatego wielu z nich patrzy na mnie krzywo Gdy zamiast romantycznej kolacji proponuję piwo Nie chcę odpowiedzialności w mych czynach Lecz C2H5OH w krwionośnych naczyniach Niczyja wina, choć niektórych to martwi, że Mając dwie dychy nadal lubimy zabawki Samochodziki, choć rozmiar znacznie większy I nikt z nas nie ukrywa słabości do butelki Obowiązki – unikamy ich jak ognia Szkoła – mam jej dość po pierwszym dniu tygodnia Kłopoty – tak ma na drugie mój anioł stróż Ale co by się nie działo, chłopcy mają ten luz Chłopcy, robią to, co chcą Mężczyźni, to, co muszą Dlatego to ten pierwszy rządzi moją duszą Choć dupom to nie leży Mamy na to wyjebane I jak na razie, nie zanosi się na zmianę Chłopcy, robią to, co chcą Mężczyźni, to, co muszą Dlatego to ten pierwszy rządzi moją duszą Choć dupom to nie leży To i tak z nami leżą Bo doskonale wiemy, jak sprostać ich potrzebom Siema mała, zaproś mnie na rendez-vous Wpadnę najebany, powiem, że masz ładną japkę w chuj Komplementy, patenty, na względy, pieprzyć Zawsze byłem w tym kiepski Uwierz, lubię się najebać, znaleźć się na wyżynie W klubie czy w plenerach daję w szyję, tak dalej żyję Choć wielu przepowiadało mi klęskę Sram na banger, spiny z dupy i tani respekt Jestem 022 to miasto zaszczepiło mi chamstwo i chlańsko I choć mam dość z rana, na wieczór znów się odzywa Głód, bo melanż jak terrorysta porywa, znów Więc znów ładuję bombę co niby lepiej rozerwie mnie ziombel Dla Was esencja to żona, praca, studia Ogarnięci, ja was nie ogarniam kurwa Chłopcy, robią to, co chcą Mężczyźni, to, co muszą Dlatego to ten pierwszy rządzi moją duszą Choć dupom to nie leży Mamy na to wyjebane I jak na razie, nie zanosi się na zmianę Chłopcy, robią to, co chcą Mężczyźni, to, co muszą Dlatego to ten pierwszy rządzi moją duszą Choć dupom to nie leży To i tak z nami leżą Bo doskonale wiemy, jak sprostać ich potrzebom Nie myśl o nas jak o chamach czy leniach tak po prostu Bo dojrzałość to nie kwestia golenia wąsów To nie ubrania, fury czy dobry fryzjer To własne zdanie, podejmowane decyzje Pieprzę hipokryzję, typów tak wyjebanych Tak dojrzałych na pozór, bo w środku chcą do mamy Nie mam czasu na bycie kimś kim nie jestem wcale I tylko po to by wyrwać jakąś lalę To niedojrzałe bardziej niż nasze głupstwa Jeśli ona tego nie kuma, to jest pusta A mi bliżej do chłopca niż mężczyzny Choć mam dowód, prawo jazdy i blizny Często widzę nie jedną pizdę Co bycie poważnym traktuje jak misję Ja to pierdolę, wracam do piaskownicy W której mam swoje kartki, teksty i bity Chłopcy, robią to, co chcą Mężczyźni, to, co muszą Dlatego to ten pierwszy rządzi moją duszą Choć dupom to nie leży Mamy na to wyjebane I jak na razie, nie zanosi się na zmianę Chłopcy, robią to, co chcą Mężczyźni, to, co muszą Dlatego to ten pierwszy rządzi moją duszą Choć dupom to nie leży To i tak z nami leżą Bo doskonale wiemy, jak sprostać ich potrzebom