White House Records - Każdy ponad każdym lyrics

Published

0 197 0

White House Records - Każdy ponad każdym lyrics

[Zwrotka 1] Marysia była lekko w szoku, dumna w pełni Całkiem zdrowa, długoterminowa i niegłupia Do pizzerii zjeść, opanować nerwy weszła gdzieś W okolicach śródmiejskich - północna część Sms-a mu pisała pomyślała, że się czuje trochę tak Jak wtedy, kiedy pierwszy raz Z internetu ściągnięty referat dała na uczelni Do sprawdzenia, jednak teraz poziom podniecenia większy Dziś zdradziła Ryśka po raz pierwszy Czuła się lepsza i czuła, że należy jej się lepszy Ryszard - taryfiarz nie zrzeszony w korporacji I Marysia, lat temu trzy poznali się podczas wakacji Dzisiaj prócz akcji - rogi Ta licencjatka psychologii robi jeszcze jedną bardzo ważną rzecz Magistra broni. Z podwójnych nerwów teraz je Podwójną pepperoni Choć zwykle dba o linię, teraz to pierdoli, teraz o nim Rysio - taxi driver, zbieżność z Klanem przypadkowa całkiem Wiezie babę właśnie, na taryfie czwartej Z delikatnym wałkiem, bo powinien normalnie Wkurwia go, bo wali od niej warzywniakiem Patrzy przez ramię, czy nie zostawia brudu na kanapie Janina, bo tak na imię babie Myśli tymczasem o tym podejrzanym chamie, co prowadzi wóz Nie złapie nigdy już taksówki na ulicy Rzadko jeździ, w zieleniaku na dzielnicy siedzi Cały dzień, gdzie posadził ją zięć Ale dziś on wyjechał i znów przyszły chuligany z nożem Janina tego dłużej znieść nie może I chociaż zięć mówił, żeby, broń Boże, nie zgłaszać tego Bo może być gorzej, to ona Kłódkę na bęben, hajs w kopertę, gablotę halo - pędem I gna tera cierpem na komendę [Refren] Każdy ponad każdym – skurwysyni Innego traktuje jakby był niczym Wszyscy najmądrzejsi – jebani - myślą chyba, że są wybrańcami... Wszyscy tu, niestety... Na takie podejście brak mi słów [Zwrotka 2] Jakiś czas wcześniej, spod lubelskiej wsi Wyjechał do stolicy szukać lepszych dni – Grzegorz W pizzy znał jednego z powiatu swego, robiącego już od 99-tego. Karol ma na imię, w plackach trochę robi Grzegorz postanowił, że też spróbuje sił w gastronomii Wysiadł na Wschodnim Zadowolony, że za bilet nie zapłacił frajerowi Chuj, że kawał drogi siedział w kiblu pociągowym, walił klocem Miał zdrętwiałe nogi trochę Ale cieszył się, że się ostały polskie złote, proszę cię... Lekko zagubiony pytał ludzi o nazwę ulicy Wtem – saluto, patrol stołecznej policji Grzesiu tłumaczy, że chce do Karola z pizzy Z twarzy był podobny zupełnie do nikogo Jednak ubrany na brązowo-fioletowo Na górze ma mieć sweter, a na dole na dresowo Przypasował im stuprocentowo, omyłkowo do opisu kogoś Bluźnił, przepraszał, nawijał... Jakiś czas później pani Janina drzwi zamyka Od taryfy Rysia i wyklina od złodziei w myślach Szyld Policja - wchodzi, składa zeznania Rutynowe rozpoznania zwykle są na odpierdol Biorą tych, którzy są pod ręką I chociaż staje kilku gości młodych, bez cienia wątpliwości Ten od spodni fioletowych, w swetrze brąz Dla Grzesia wstrząs. Pies gładzi wąs, gardzi nim oraz nią Przecież dopiero, co przyjechałem Tłumaczy Grześ chwilę, ale zlisił się na bilet I przesiedział swe alibi w jednym z kibli. Tyle... [Refren] Każdy ponad każdym – skurwysyni Innego traktuje jakby był niczym Wszyscy najmądrzejsi – jebani - myślą chyba, że są wybrańcami... Wszyscy tu, niestety... Na takie podejście brak mi słów [Zwrotka 3] Karol - lat dwadzieścia - w sercu Śródmieścia Nie podejrzewając nic zrobił kilka pizz Nie wiedział nawet, że wybierał się do niego Grześ Jak zwykle statyści przyłazili jeść I gdzieś koło czternastej – Eureka, czaderski pomysł rzucił kolega Wrzucić kwasa w pepperoni Na nieświadomce ktoś opierdoli Kto jest kto? Rozwiązanie zagadki, posłuchaj Tą pizzę pokroiwszy na kawałki, zżarła ta Marysia od Rysia z taxi Jak już się domyślasz Ten egzamin, który ma napisać, ma prawo nie wypalić Konsumując, myślała, że na nią zerkali pracownicy Bo jest najpiękniejszą w okolicy damą Sam, jako narrator Żałuję, że personel, na czele z Karolem, nic nie wiedział, że za moment Magistra obronę miała - to by się dopiero ucieszyli. Pierwsza fazę niedoszłej psycholog jednak uświadczyli Krople potu na jej czole pięknie lśniły, było wystrzałowo Dla Karola z załogą, dla niej na razie też kolorowo Uwierzcie moim słowom - Marysia była w szoku zdrowo Dotarła do sedna materii Postanowiła orzec to na uczelni Niedzielne ofiary i oprawcy niedzielni Każdy ponad każdym - wszyscy najmądrzejsi Stara Janina w bujanym fotelu w domu przypomina sobie Grzesia I rozmyśla, czemu to zrobiła Bez pewności, ale wymierzyła palcem Dziś była górą w nierównej walce Dla niej wszyscy młodzi, łysi, tacy sami – ścierwo Myśli tak serio Mniej więcej w tym czasie pod pizzerią Wychodząc po pracy Karol śmiał się jaki numer wyciął I nagle, choć nie widział Grzesia lat tysiąc – flashback I maska zrzedła mu, mógłbym przysiąc Wspomniał wieś rodzimą, lat temu kilka zimą I stał tak chwilę z nietęga miną Jak to było... Pijalnia piwa pod wieczór Lokalne panny, Karol i Grzesiu i numer Coś do dzisiejszego w podobie Grzegorz odlał się do piwa, a Karol nieświadomie łyknął sobie. Psikus, kurwa jego mać Raz, dwa... powrót do rzeczywistości – przystanek pod pizzerią – Karol, kilku gości, śmiech i maskowany ból w tle Tymczasem, Ryszard - taryfiarz zapiekankę je z budy spod patyka, Obok Neoplan na przystanku się zatrzymał Wysiadły dwie turystki, całkiem młodzieżowe Rysiu odwrócił głowę i obcina Każda ma dobrą nogę, bufet też niczego sobie i kozackie lica Wziąłby obie na ostro Pochłaniając ostatniego gryza Spojrzał na typa, który miał na sobie bluzę Prosto W właśnie wsiadał do taryfy Dokąd? - spytał Rychu i na tym zakończymy...