Młody był, głodny cudów świata I serce miał na dłoni Jasny był, trollom figle płatał Bezbronnych obronił Zły wiatr skradł mu wreszcie skrawek duszy Zrzucił deszczem, kąsając z wszystkich stron On się bał, a świat świętował koniec suszy Wszędzie radość, a on? Smutny był, pierwszy raz zapłakał I ruszył, hen, przed siebie Setki mil szukał swego światła I zniknął. Gdzie? Nie wiem. Zły wiatr skradł mu wreszcie skrawek duszy Zrzucił deszczem, kąsając z wszystkich stron On się bał, a świat świętował koniec suszy Wszędzie radość, a on? (Przejście) Pomiędzy nim a niebem Bez przerwy hulał wiatr Bezsilność otulona gniewem Zbudziła brudne "drugie ja" Puściły grzechów wodze A w serce wkradł się jad I nikt nie stawał mu na drodze I wszyscy się musieli bać A wiatr całował niebo I w wielkie trąby dął Że wreszcie kogoś tak dobrego W potwora zmienił siłą swą I tępił potwór trolle Bezbronnym ścinał łeb A wiatr podjudzał: "Musi boleć! Co jest, stary, gdzie ta krew!? Na świecie cudów nie ma Już wolno pluć i kląć Zbyt dobry człek jest nie do zniesienia Czym prędzej trzeba zdeptać go!" Więc szalał wespół z wiatrem Aż wreszcie padł bez sił I przyśnił mu się taniec z wiatrem Z czasów gdy aniołem był Obudził się zmęczony i błagał los o cud Na wszystkie cztery świata strony Przegonił wiatr i serca chłód I wrócił syn wyklęty Ni dobry to ni zły Splamiony krwią niedoszły święty Skłócony z losem zszedł na psy.