[Zwrotka1: Jimson] Dotykasz mojej szyi ręką co noc Gładzisz ją miękko dłonią Jakbyś szukała miejsc Żeby mnie lekko objąć Budzisz mnie Ja wstaję z łóżka i patrzę na Odrę Pierwszy tramwaj jak puszka wiezie ludzi na stocznie Śpisz, w pokoju zapach ognia naszych ciał Mógłbym nie wychodzić z domu tylko zaszyć się tam Drzwi, poruszył kot, to jak poruszyć blok, ściany Ze styropianu słychać każdy ich oddech Stres, rozpierdala mnie miejski stres To jest taniec wyobrażeń, twoje fajne tatuaże Mój mózg tu teraz gra tu tiki na mnie Ty przynajmniej jak zawsze masz zastrzyki dla mnie Znowu jestem sobą, ale czasem mam już dość siebie Nie wiesz jak powiedzieć mi grzecznie pierdol się Jestem zły do szpiku kości, mocniejszy od ścięgien Tak zwykle zaczyna się piękny dzień [Ref.] Nie spałem długo, pajęczynę żył na oczach mam Wyjmuję forsę z materaca i nie wracam tam Idę długim korytarzem, w okół twarze bez nazwisk To taniec wyobrażeń, ja tańczę - ty tańczysz[x2] [Zwrotka2: Łozo aka Pitahaya] Niby znasz mnie jak siebie, ale nie wiesz o mnie nic W końcu jestem tylko dźwiękiem, który marszczy twoje brwi Ty i ty, podobne sny plują na nas potem Są jak spowiedź ateistów obsypanych szarym prochem Biorę oddech nim dłonie złoże w hołdzie martwych marzeń Dziecko światła którego dotknęła jaskra wyobrażeń Plaże soli i pieprzu, plaże cukru i cytryny A w powietrzu wisi perspektywa zmarnowanej chwili Tkwimy w tym od poczęcia, otępia nas ten obraz Po raz wtóry by zburzyć sens i cele swych dokonań Monotonia w ramiona chwyta nas insomnia częściej Niż spokój spotykamy własne szczęście w szaleństwie pragnień Chociaż to miraż dotykasz jego stóp Chcesz wyczuć puls, ale czujesz tylko chłód Szepty słów krążą pośród snów niczym ptaki A wyobraźnia tańczy taniec ostatniej szansy