[Verse 1] Ja mam swoje obowiązki, znam je nieźle Od tej godziny, do tej siedzieć na krześle W ten dzień, w ten dzień, w ten, a w ten już nie Wykonać to na wstępie, a tamto następnie Tego słuchać, tamtemu coś powiedzieć To zapomnieć, a co innego wiedzieć Szanować tych i zupełnie olać tamtych Od tego wziąć, a innemu dać fanty Być anty, być na nie, być przeciw Albo wyjść na przeciw, gdy idee są do rzeczy I tam pojechać, tam pójść, tam postać Stamtąd wyjść, a gdzie indziej zostać Coś dostać tu, tam zapłacić za coś Zadbać o życia jakość, jakoś godnie Lecą tygodnie mijają, jak przechodnie I nawet nie mam, kiedy im się przyjrzeć, ale... [Hook] W międzyczasie jestem hipisem na kwasie Życiem się zachwycam Nie zastanawiam się, czy wypada Czy to politycznie w porządku Na tym szalonym świecie, od soboty do piątku [Verse 2] Nowy tydzień, dni siedem, jak poprzednie Pośpiech, mało śpię, nadążyłem ledwie Miało być lepiej, ale sytuacja wciąż ta sama Znów ktoś mnie oszukał, potem okłamał Wiadomości przyniosły złe wiadomości Fakty podały nieciekawe fakty Wygląda na to, że już dobrze jest nigdzie I gdzie nie spojrzę, ciężko jest dojrzeć Innego coś, niż ludzie, co doszli do wniosku Że tu coś, gdzieś nie wyszło To nic - myślę, ale skacze tętno Skacze tempo, wiem to, takie czasy, cóż Już, już lecę, dalej, ciężko się zatrzymać Ostatnio w okolicy mamy zły na zadumę klimat Blisko obłędu, nie popełnię tego błędu Bo mam na to patent ten tu z tego względu [Hook]