Tymin/Peus - Gdybym był lyrics

Published

0 299 0

Tymin/Peus - Gdybym był lyrics

[Verse 1; Peus] Mam 21 lat, matkę i brata w Kazachstanie Ojca w grobie, narzeczoną w płonącej Warszawie Której SSMAN zawiązał opaskę na ramię Na której gwiazda wyje, że to pora na powstanie A choholi taniec to nie ich kroki, nie w tym układzie Nie wejdą do transportu jak barany na rzesz Mówią, że getto ma być likwidowane Chleb przypomina kamień przez ich głodem przymieranie Ale dalej w manufakturze zatajam wyznanie Czuję wstyd przez kupione skierowanie Wpadli w szale podstawili nas pod ścianę Słyszę strzały, czuje ulgę, niech tak zostanie [Verse 1; Tymin] Sierpniowy upał rozpoczął boje o terytoria Wierzę, że w grupie siła, nie pozostaniemy sami Apokalipsy nie powstrzyma euforia Ale lepszy krwawy mundur, niż na honorze plamy Gliwice mówią swoje, my wiemy swoje Brednie i pomówienia nie zmienią podejścia Polaka do wroga narodu mówię wszem i wobec No bo walkę przekazujemy pokoleniom od dziecka Zakładam bagnet na broń Odwaga wysyła na front, sumienie błaga o schron, ja Będę walczył, bo pamiętam o godle Boli, adrenalina pomaga zapomnieć [Verse 1; Skorup] To było nocą w Gleiwitz, okolice Tarnogórskiej Ja z dziołchą na randce, ulice prawie puste Widzimy radiostacje, ślimak dźwiga swą muszle A świerszcze grają jakieś melodie smutne Wtem warkot samochodów, kilka czarnych pojazdów Uzbrojone postacie, strzały, dźwięk tłumionego wrzasku Chyba mówią po Polsku, to muszą być Polacy Uciekajmy czym prędzej, nim któryś nas zobaczy [Refren; Skorup] Pamiętam, ale dzisiaj tym nie żyję Bo kolejne strony tej opowieści szyję Piję z Rusem, Niemcem i Polakiem, a Na jana wbijam, witam pokoju znakiem x2 [Verse 2; Peus] Osiemnasty rok onuce na nogach i kilof w łapie Tyle marasu, że pomaga tylko pasta BHP To, co miało być etapem, stało się etatem Pomiata mną szmata z legitymacją w łapie Reżim jest katem i choć w samotności płaczę Jestem za silny, by wejść boso na parapet Czytam w prasie - w Gdańsku walczą z aparatem W odpowiednim czasie przed szychtą nie wsiądę w klatę Z kamratem w szeregu czuję w nogach watę I to, jak kule ZOMO przeszywają nas jak papier Tymczasem padam na beton w galimatiasie Czuję tylko dumę, to czuć zawsze da się [Verse 2; Tymin] Trzynasty grudnia, odbiornik uruchomiony jak zawsze Do dzisiaj żadne przemówienie nie było tak ważne Tamte lata dla nas nie były jak każde Masz pa**ę - to fajnie.. nie? - pokaż charakter Aktywiści zafascynowani strajkiem Konsekwencje wżyci życie stawiali na kartę Albo na partię, no bo jaki mieli wybór? Żarło na kartkę nie przynosiło wstydu ZOMO nie broniło się paragrafami Napierdalali tych, co niweczyli władzy plany Umorzenia niby kończą tę opowieść Ale robotnicy teraz przewracają się w grobie [Verse 2; Skorup] Zmarł narodów ojciec - towarzysz Stalin Właśnie przed chwilą tę informację podali Stoją zapłakani z tego powodu ludzie A nas Ślązaków to gówno obchodzi, uwierz W szkołach szykany, tępią naszą gwarę "Mówisz po Śląsku, wieśniaku? - zamknij koparę Albo won do Niemiec, jak Żydzi do Izraela!" Jakby nie była naszą śląską ta Śląska Ziemia [Refren]