Trueszczurs - Hood sh** (Rap Addix remix) lyrics

Published

0 167 0

Trueszczurs - Hood sh** (Rap Addix remix) lyrics

[Verse 1: Laikike1] Stoję pod oknem, kurwa, gwiżdżę na Kotwę, ty Rudy wkurwiony, że nam Hary odjebał sztryms Ja, kurwa, luz, gwiżdżę dalej jak słowik pod klatką Idzie se Sylwia, co ma klony za darmo "Sylwia, pa, banknot, ja Ci daję, chcę klony" Ona: "Ty, Mar, kurwa, zara ci jebnę" Ja mówię: "Sylwia, ale o co ci chodzi?" Ona, że wczoraj mi sprzedała receptę My z Rudym foch, bo nikt nam nie powiedział Że to nie noc już i nie ma muzyki Wsiedliśmy w jakąś skodę jak w kolejny przedział A z nami w chuj toreb, a w nich - narkotyki Se znaleźliśmy pokrętełko volume Zwatowaliśmy radyjko max-max I przyszedł Kotwa, i mówi: "Na przedszkolu Siedzicie zjeby w domku już drugi, kurwa, raz" Hood sh** [Verse 2: Jeżozwierz] To O-C-H, pozdro dzieciak z piekła, beka Wiedzieć trzeba, że to piękna ziemia Wiem, że będę mieszkać kiedyś znów na Starej Teraz sąsiad z Kazanem, daleko nie wyjechałem Pozdro JF, ale wiadomo, gdzie trzymam serce Tam, gdzie popiersie Narutowicza na skwerze Tam, gdzie idziesz na pętlę, kiedy chcesz na Śródmieście Tam, gdzie kebabów dziesięć, a banków wręcz jeszcze więcej Na Grójeckiej - to główna aorta Od niej odchodzą wszystkie ważniejsze spoty Tnie ją Wawelska, gdzie park i Skłodowska Na tych ławencjach leciał alk na galony Zresztą, sorry, gdzie tam nie było chlane, gadane Teraz młodzi zajęli lokacje, mord nie poznaję Ale czasem się wpadnie na kogoś z załogi Jesteśmy dorośli, z Ochoty, dla nich te zwrotki [Hook: Dj Ace x2] To pewne - truszczury zawsze znajdą sobie miejsce W twoim sąsiedztwie, dzielnicy, mieście - wszędzie Z każdym rokiem nas więcej i choć nie widzisz nas jeszcze Szelest kładziony na werbel daje znać, że tu jestem [Verse 3: Kidd] Mieszkaniec Jarlem, te-te-ten chudszy Tylko martwi znają Brooklidd, nie uświadczysz żywej duszy Muszę ruszyć swą pamięć, nie kojarzę nazw ulic Chociaż każde zachowanie na nich do dziś gra mi w duszy Schodziłem to miasto, miejsce urodzenia - Elbląg Jest Mekką, a męką to, że jeżdżą tam trzydziestką Kiedy wracam, czuję się tam jak Marty McFly Przed oczami na slajdach podziwiam Perfect Past Zachód słońca nad Jarem zamieniłem na Warszawę Była miastem, którym nie jest, dziś doceniam tę zmianę Akademik na Pradze, Becherovka, Ursynów Sztywne impry w 'Paragrafie', ale taki był wymóg Potem Wola - Brylowska, coraz częściej Grzybowska Andersa, dłuższy rozdział, dziś we własnych czterech kątach Tu, gdzie pojebany sąsiad tnie mi wózek brzytwą Hasztag Polska, szkoda gościa, wyślę mu kartkę z Frisko [Verse 4: Junes] Stary szpital w Sokołowie, tam na świat przychodzę Później na Zagłoby mieszkam tam, gdzie dziadkowie Do podstawówki "szóstki" na Curie-Skłodowskiej Później liceum, co ma Marię za patronkę Przeprowadzka na Jana Pawła przy dużym kościele Krótkie trzy lata, nim Warszawa będzie celem Stadion przy Lipowej, tam szwagier strzela Ja w tym czasie kolejny browar w 'Niespodziance' Ale stąd się zwykle wyjeżdża po liceach I tak wylądowałem w Warszawie na Tatrzańskiej Krótki dystans 5-2-2 na uczelnię Tak poznaję powoli południowe Śródmieście Po roku Żoliborz i teraz głównie metrem Dojeżdżam z Wilsona do pracy pierwszej Korpo Domaniewska, klub Bobrowiecka Nagrywarka Chełmska, wozi mnie S40-stka [Hook x2]