Ten Typ Mes – Piotr Szmidt, ur. w 1982 roku w Warszawie. Jedna z najbardziej dynamicznych karier w polskim hip-hopie początków XXI wieku. Ceniony zarówno jako raper, jak i w roli producenta, okazjonalnie sprawdza się również w roli DJ-a. Współtwórca zespołów Flexxip oraz 2cztery7. Współwłaściciel marki Alkopoligamia, która na początku istnienia zajmowała się produkcją ubrań, by z czasem rozszerzyć działalność o fonografię. W tekstach na solowych płytach najczęściej porusza tematy światopoglądowe, rapuje o kobietach, życiu świadomego singla stawiającego się w opozycji do trendów popkultury. Z kolei występując w 2cztery7, zdecydował się raczej na luźne historie z życia codziennego, podane często z przymrużeniem oka. Rodowity warszawiak przebojem wdarł się na rodzimą scenę hiphopową w 2002 roku. Wcześniej znany głównie kręgowi towarzyskiemu związanemu z kolektywem Obrońcy Tytułu, realizował się na podziemnej stołecznej scenie w zespole Flexxip. Początkowo grupa liczyła cztery osoby, by z czasem stać się duetem. Ten Typ Mes i Emil Blef stanowili formację idealnie się uzupełniającą, ponieważ i jako artyści, i jako ludzie, byli kompletnie różnymi osobami. Bezczelny, przebojowy, pewny siebie Szmidt stanowił doskonałą przeciwwagę dla spokojniejszego, bardziej refleksyjnego, skłaniającego się ku rapowej poezji Blefa. Wspólne inspiracje twórcami zarówno z zachodniego wybrzeża USA (Ten Typ Mes od początku swojej kariery propagował brzmienia g-funkowe, nawet jego pseudonim nawiązuje do jednego z twórców tego nurtu, Dat n***a Daza), jak i obozem Native Tongues zaowocowały w przypadku Flexxipu najpierw doskonale przyjętym nielegalem, a w 2003 roku już w pełni regularnym longplayem „Fach”. Materiał wydany w jednej z najważniejszych wówczas wytwórni rapowych T1-Teraz przyniósł grupie szeroki rozgłos, ale przede wszystkim potwierdził pozycję Szmidta jako jednego z ciekawszych debiutantów w tamtym czasie. Jeszcze przed debiutem Flexxipu zaliczył dobrze przyjęte gościnne występy na płytach Pezeta, Reda czy producenckiego duetu WhiteHouse. – Chciałem zainteresować swoją muzyką świat i miałem szczęście, że odezwali się do mnie artyści, których szanowałem. Nie miałem dylematu, czy współpraca z kimś spod ciemnej komercyjnej gwiazdy – a wtedy mogło to ustawić wizerunek niemal na całe życie – będzie dla mnie owocna, bo Pezet czy WhiteHouse to było samo dobro, a i Red nie kojarzył się źle. Miałem 19 lat, cieszę się, że nikomu nie udało się namieszać mi w głowie pieniędzmi lub otwieraniem wrót do popu – tak wspomina swoje początki muzyk. W tym okresie stoczył również beef z poznańskim raperem Mezo. Panowie pokłócili się o pseudonim, tocząc rapowany pojedynek i konfrontując dwie odmienne filozofie hip-hopu. Zanim Ten Typ Mes rozpoczął w pełni solową karierę, w ramach trio 2cztery7, z Pjusem i Stasiakiem, wydał wiosną 2005 roku album „Funk: Dla smaku”, będący swoistą esencją fascynacji artysty brzmieniami z Los Angeles. Zupełnie inaczej brzmiał jego autorski materiał „Alkopoligamia: Zapiski Typa” z października tego samego roku. 23-letni raper, który kilka miesięcy przed premierą wydawnictwa otarł się w wyniku bójki o śmierć – do tego przykrego wydarzenia nawiązywał wielokrotnie, na tej płycie m.in. w nagraniu „Witaj śmierci” – zaprezentował bardzo zróżnicowany materiał. Nie brakowało na nim żywych instrumentów, gorzkich życiowych refleksji czy eksperymentów w rodzaju „Pół żartem / Pił serio” na beacie Emade. Fani docenili to oblicze artysty, stał się on też jednym raperów, których najczęściej zapraszano do nagrywania gościnnych zwrotek. W trakcie swojej kariery Ten Typ Mes wystąpił na dziesiątkach albumów takich artystów, jak Pih, Praktik, Włodi, Molesta Ewenement czy Chada. U części fanów zrodziło to wątpliwości co do kryteriów selekcji występów gościnnych. Niektórzy twierdzili, że jedynym są pieniądze. – Na gościnnych występach zarobiłem przez dekadę może kilka tysięcy złotych, choć na pewno zyskałem więcej utworów, które mogłem grać na koncertach, a to w pewnym stopniu przekłada się na zarobki. Jednak zgadzając się na współpracę, nie wiedziałem, czy utwór artysty X będzie popularnym singlem, czy utknie gdzieś w szufladzie wydawcy Y – bo czasem tak rzeczywiście było. Grałem więc w ciemno. To było i jest wyzwanie artystyczne, a głównymi kryteriami pozostają czas i wena – tłumaczy raper. Na jego kolejny solowy materiał słuchacze czekali aż cztery lata. Zanim trafił on do sklepów, w marcu 2008 roku ukazał się drugi album formacji 2cztery7 „Spaleni innym słońcem”. Był to ostatni firmowany przez muzyka materiał, którego nie wydał w założonym z przyjacielem labelu Alkopoligamia. Debiutem tej oficyny była za to druga solowa płyta Mesa „Zamach na przeciętność” (2009), przez wielu fanów artysty uważana za najlepszą w jego dyskografii. Bogate brzmieniowo, wyprodukowane w ogromnej większości przez samego Szmidta wydawnictwo promowane było przebojowym utworem „My”. Przy trzecim solowym krążku „Kandydaci na szaleńców” (2011) artysta poszedł jednak zupełnie inną drogą. Tym razem na album trafiły zaledwie dwa beaty jego autorstwa, nie zabrakło wycieczek w stronę brytyjskich brzmień miejskich oraz klubowych. Raper najwyraźniej chciał zaprezentować swoją różnorodność i otwartość na wpływy innych gatunków, ale reakcje fanów nie były jednoznacznie pozytywne. Z drugiej strony, to właśnie „Kandydaci na szaleńców” okazali się największym sukcesem komercyjnym Szmidta i pierwszą złotą płytą w jego dorobku. Najnowsza pozycja firmowana przez rapera to longplay „Ten Typ Mes i Lepsze Żbiki” (2013). Wydawnictwo powstało we współpracy z producentem Szogunem i w założeniu miało przedstawić talenty znajomych artysty, przede wszystkich zaś młodych twórców związanych z labelem Alkopoligamia. Dla Tego Typa Mesa miniony rok to zarazem dziesięciolecie oficjalnego debiutu na albumie Flexxipu. – Czuję, że się spełniam, i na szczęście jest to forma niedokonana. Współpracowałem z wybitnymi jazzmanami i grałem w Jarocinie, ale zdaję sobie sprawę, że odróżnienie słabego rapu od świetnego wciąż przychodzi ludziom z trudem. Nie jest powiedziane, że ktoś obdarzony charyzmą i umiejętnością wkręcania się, ale rapujący jak niedojda, nie mógłby znaleźć się na moim miejscu. Przede wszystkim liczy się dla mnie mój gust i zdolność samooceny. Tak jak wtedy, gdy nagrywałem demo Flexxipu na mikrofonie przyklejonym scotchem do regału. Po ukończeniu płyty czułem, że mam coś dobrego, czego nie mają inni i ani gwiazdki w recenzjach, ani koncerty, ani hajs – co przyszło znacznie, znacznie później – nie musiały mi tego potwierdzać – tak wspomina dotychczasowy przebieg kariery Szmidt.