[Tetris] To coś było w was. Pytanie: czy w was to jeszcze jest?, Ja spisuje wehikuł czasu prawie jak Herbert Wells, W mieście gdzie każde miejsce było naszym podwórkiem, A gość w klipie Dog Eat Dog nosił Polską koszulkę. (No fronts, no tricks, no soap box politics. No guns, just blunts. We kick this just for fun.) Zac buntował nas przeciw maszynom, jak w tamtym funkowym sznycie, Beasty Boysi z Q-Tipem śmigali na repeat'cie w kółko, W kółko, w kółko z Jamnikiem sesje co noc pod trójką, Tam gdzie dziś Pszet spaceruję z żoną i córką. Mieliśmy pestki, browary, jointa na deser. Gnoje z THC, cel to być jak Kids na VHS'ie. Czasem w stresie, bo niebieski kolor nas dręczył, A nikt nie miał dokumentów, bo nikt nie był pierdolnięty. Nikt nie miał Nokii, Samsunga czy nowej Motorolli, Mogliśmy się zaszyć od starych i marzyć tak do woli O lenarach, o vansach, a nie o pensjach i szansach, O rolkach, Segach, Soniakach, o jakichś fajnych wakacjach, O pannach - dziewczyny wyglądały tak słodko, A zdjęty stanik czy majtki rosły do rangi hard p**no. Nam wolno było wszystko, limitem były chmury nad nami. Nie znaliśmy granic, ale czy ciągle ich nie znamy? Czy mamy czego chcemy? (cziki-cziki) Priorytety. Życzę ci zdrowia, szczęścia, brat - pieniądz chory fetysz, Zdrowych dzieci, kobiety, miejsca, o którym powiesz dom. Te same chmury nad nami, masz głowę, podnieś ją. Zamoście, tarasy górne, wysokie i sady. Dokąd uciekłeś? Biały - Lublin, Poznań czy do Warszawy? Powiem to raz, ty powtórz to ze dwa razy: Gdziekolwiek jesteś brat, nigdy nie przestawaj marzyć! Dla moich wszystkich ludzi, tu, tam, na całym globie: Życie jest twoje, ty wyobraź to sobie, sobie... Zaciśnij dłonie, ty nie zasłaniaj twarzy I mam nadzieję, że nigdy nie przestaniemy marzyć. [Pogz] Byłem dzieciakiem myślącym, że mam pół świata na dłoni, Marzącym żeby zrobić coś, co będę opowiadał swoim. Paru typków wierzących, że da żyć się bez pieniędzy. Mieliśmy więcej marzeń niż pomysłów jak je spełnić. Szkoła czy freestyle, to prosty wybór, wiem. Trzeci dzień z rzędu mój pokój - prywatny Scribble Jam. Czułem się jak w NBA, bo mam koszulki Jordana, Grałem 8 godzin, aż mi nie spuchły kolana. Koszulki - raper w TV miał ich z 50 może. Odkładałem kieszonkowe, chciałem mieć co miesiąc nowe. Dziś nawet nie sięgają mi do pępka tamte chyba. Kobieta śmieje się gdy mówię, że dam je dla syna. Syna - dzisiaj plany się zmieniły, Ale nie siedzę czekając, aż będę stary i siwy. Ten sam zestaw ze spisanych pierwszych stron. To rzecz, tylko twoje szczęście, nasz bezpieczny dom.