T.R.K - Spotkany lyrics

Published

0 221 0

T.R.K - Spotkany lyrics

[Zwrotka 1: Hase] Jestem jednym z wielu, nie jednym z was Drugi biegun, na piątym biegu bez emocji twarz Biggi Hilmars za was leci A dzieci mówią mi, że trzeba się na hajs przewozić Po cichu, nie mówić nic I odpierdalać tańce, siedzieć przy szklance Tak jakby miała ostatnią być to przypomina Bataclan Jestem dla nich spotkany, przypadkowo cham Bo mam gadki takie, że ciężko wyciągnąć drugie dna Liczę na palcach tych co wiedzą, to i starcza ręka Drugą macham na do widzenia serce nie pęka, co Ty Nic się nie zmienia tylko twarze wokół, sterta bzdur Zamykam uszy i myślenie pękaj masz na szyi sznur Mijam ludzi znów i mówią coś Ale od dawna dość mam słuchać byle głos Nigdzie nie jadę, staję na przystanku, palę (Mam w głowie szum jak na pustym kan*le) [Refren: Hase] Spotkany gdzieś przypadkiem worek kości Nie czuję złości gdy Cię mijam, a Ty nic Jebać tych co pochopnie wyciągają o nas wnioski I tak zostanie choćby mieli kilka żyć [Zwrotka 2: Hase] Siedzisz przy barze sam jak dekoracje "Seta, seta!" I wybierasz egzemplarze jak przedmioty "Nie ta, nie ta!" Wjeżdża suka, choć nieładnie tak określać je Tak mówił 2pac, ale dziś Ty słuchasz raczej techno-trance Takich jak ja to się prosi o szluga, ogień Puszcza bokiem, rano nikt nie puka w drzwi, ani do okien jej Lecz Ty masz szansę, proponujesz taniec - okej Potem drink i taniej, bo nie wiesz jak spanie - halo hotel? W samarze ghp, ale trochę strach podać Ja zamawiam browar oglądam jak w kinie ten towar I nagle widzę jak padasz od ciosu z otwartej lewej Chyba kiepski pomysł łapać ją za dupsko wśród tych osób - nie wiem Też bym się nie połapał, że się tak szanuje Wsiada w taxi, proszę prosto, jak Sokół ja obserwuję jak Idziesz do wyjścia, lewo od zewnątrz zamykasz drzwi i myślisz o niej "czy to świat jest zły, czy Ty?" [Refren: Hase] Spotkany gdzieś przypadkiem worek kości Nie czuję złości gdy Cię mijam, a Ty nic Jebać tych co pochopnie wyciągają o nas wnioski I tak zostanie choćby mieli kilka żyć [Zwrotka 3: Jan*sz] Tak wielowymiarowa plaga naszej pogardy Największa wzajemność, na jaką nas stać Splutem jadą pyski ujadają na ślepo I świszczą zawiścią, jakby miały sito z przepon Broń masowej zagłady przykładem bywam sam Pogardzę dla zasady myśląc, że kogoś znam Sam siebie nie ogarniam, mój pierwiastek świadomości Ginie flipper w przestrzeni, fakt osobowości Te bolki są za cienkie na nasze przekminy Nosimy je na barkach, jak na sumieniu winy I kiedy szumi winyl, to w spluwach jadę o tak I lądują słowne noże w niewinnych aortach Jebie mnie to dalej, jak Ciebie moje bóle Jak żelowany amant, czyjąś żonę czule Nie poznasz człowieka, bo w życiu jego wrogach (By przewidzieć przyszłość, patrz ludziom po oczach) [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]