Szatt - Kilku Ziomów, Kilka Sztuk lyrics

Published

0 215 0

Szatt - Kilku Ziomów, Kilka Sztuk lyrics

[Verse 1: Tusz Na Rękach] Jestem z pokolenia w które wrosło niepewne jutro Więc potrafić docenić chwile szczególnie że trwają tak krótko Między snem a jawą, pogonią za złotówką Więc nie dziwię się że z akceptacją systemu masz trudność Że lubisz w piątek wyjść, rano w sobotę wrócić Tańcząc wśród ludzi łatwiej przestajesz czuć ucisk To normalne, bo nad głowami ciągle chmury czarne I nie zostaje Ci nic jak pieprzona wiara w karmę Więc wyjdź na parkiet i wyrwij jakąś pannę A jak jesteś panną to daj się wyrwać bez umoralnień Hah! Rób co chcesz, rób co lubisz Bo i tak w poniedziałek Twój sen przerwie budzik [Hook x2] Jest ciepło, lato, szlajamy się bez sensu znów Jest kilu ziomów, kilka sztuk i nie ważny jest konsensus Jest ciepło, lato, szlajamy się bez sensu znów Jest kilu ziomów, kilka sztuk, kilu ziomów, kilka sztuk [Verse 2: Zen z EgoTrue] Lato, plener, ja z SoFresh bandą Chleje, nie wiem jak wrócę pardon Hajs jak Gagarin leci w kosmos, trudno Larwo, moje ego to nie hajs brutto Wiem, brud to wódę łoić pod ból co chroni Byś Boże broń nie stronił od cudu jakim jest śmiech Lek na wszystko nasze szczęście choć bywa że Chce się rzygać bo kazali nam biec To zło wraca czasem samo Każdy ma swoje Guantanamo Nie? Ale lecę ponad murem kiedy chce Do kilku ziomów i sztuk, w kilka miejsc [Hook x2] Jest ciepło, lato, szlajamy się bez sensu znów Jest kilu ziomów, kilka sztuk i nie ważny jest konsensus Jest ciepło, lato, szlajamy się bez sensu znów Jest kilu ziomów, kilka sztuk, kilu ziomów, kilka sztuk [Verse 3: Emes z EgoTrue] Dziś chce przywrócić spokój ducha, jutro Znów muszę biec ale po co na zimne dmuchać, mam Plan by nie mieć planu i nie dać plamy Budząc się w nie swoim łóżku nazajutrz Szlajamy się po mieście gdzieś nad Odrą Niech zazdroszczą to szlak małą Kalifornią Siemasz mordo to SoFresh banda Niech leje się woda i ginie czas Mocny do życia soundtrack, podpowie Ci grupa Chyba że wolisz tańczyć tam Gangnam Style Sky is the limit, let's fly Dziś noc goni dzień, a jutro A jutro nie budź mnie A jutro nie budź mnie Nie, nie, nie, nie... [Hook x2] Jest ciepło, lato, szlajamy się bez sensu znów Jest kilu ziomów, kilka sztuk i nie ważny jest konsensus Jest ciepło, lato, szlajamy się bez sensu znów Jest kilu ziomów, kilka sztuk, kilu ziomów, kilka sztuk [Verse 4: Jot] Jestem z 71 miasta w którym wszyscy znają mnie Bardzo z tego cieszę się i pozdrawiam załogę Lubie wyjść wieczorem gdzieś, wrócić jak jest jasno I jak mnie o coś prosisz rzadko mówię że nie mogę Bo kochamy przygodę tu, chociaż czasem mało snu Jestem z pokolenia, które dobrze zna znaczenie słów Mów do mnie 'Bu' zanim budzik obudzi nas A jak nawet śpimy dalej na wszystko mamy czas Niebo pełne gwiazd nad nami, ulice miasta pod stopami Póki mamy w trzewiach puls biegniemy tam gdzie nie ma granic Jest kilku ziomów, kilka sztuk, co będzie dalej wie tylko Bóg Dzisiaj wieczorem zdarzy się cud, nawet jak mieliśmy inne plany [Verse 5: Mam Na Imię Aleksander] Z natury jestem typem wrażliwca I marzy mi się w końcu złapać dystans Na chwilę zmienię mimikę z tej lekko spiętej Na miękkie łuki nad oczami ze szkła Po co mi kilka sztuk skoro rzuciłem palenie Po co mi kilka sztuk skoro mam Ciebie Zrzuciłaś szlafrok na ziemię, ja od dawna leżę Do kogo należę wiesz, patrzymy na siebie I to coś więcej niż pociąg, to zaufanie Nie miałem tak wcześniej dotąd, jesteśmy razem I to nie ganianie za sobą czy wymaganie ideału Reszta znika z planu...