[Verse 1] Złość opadła, jak sukno na jej ramionach Szkliste oczy, jedwabne włosy, dotyk anioła Tylko tak umarli wstają z kolan Bo gdy wracają do domu czeka na nich dziewczyna lub żona Szukam klucza w kieszeniach kurtki tylnej od spodni Znajduje garść notatek i mały słownik Na zegarku jeden siedem i dwie piątki Wkładam klucz do zamka czuje jak pęka chodnik Wiem, że jestem sam odwracam piątki tyłem do siebie I tworzę serce, nawet cyfry sugerują, że za czymś tęsknie Za czymś czego nie chce, czego sam się wyrzekłem Drogi są kręte w zaułkach pokoi głosy Wracają w nocy, dreszcz od zimnej rosy I śpiew drozda co niósł się w niebogłosy Zabiłem drozda gdy skończył pieprzyć głupoty Z miłości.. [Ref.] Czujesz, że jesteś sam a świat gra swój spektakl I za nic nie możesz znaleźć miejsca Tak ciężko spamiętać imiona osób Powtarzanych przez wiatr, bo jesteś sam Czujesz jakoś inaczej każde uczucie to kwadrat Który zacieśnia się bardziej Gdy nie ma czym oddychać, ściany nie pozawalają upaść I tylko serce puka czy go słuchasz? [Verse 2] Jak spędzam urodziny, naprawdę chcesz wiedzieć? Pół dnia czytam książki, pół patrzę przed siebie Dwa lata odkąd ostatni raz zdmuchnąłem świeczkę Tyle dobrze, że przestałem sobie wmawiać narkolepsję Życzą mi zdrowia, szczęścia, miłości Ziom z tą ostatnią znowu wpadłem w poślizg Tej kobiecie pękło serce mnie Bóg oszczędził ze złości Tak chciałbym umieć kochać (kobiety) Nie znoszę kiedy roszczą sobie do mnie prawo Wulkan ma to prawo, że przykryje wszystko lawą Spali na popiół, rok po roku będzie tak samo Chcesz ufać planom, nie próbuj nawet nie warto! Lepiej żyć tym co masz, grać najniższą stawką Niż oparty o samotność bujać się nad przepaścią Jest jeden problem, nie umiem odpuścić tak łatwo I poddać się na wiatry losu nawet nie walcząc [Ref.] [Verse 3] Muszę mieć żonę, podobno wymaga tego świat Dwójkę dzieci by tylko tak zostawić swój ślad Muszę być mężem chodzić do pracy i przestać grać ten rap Skoro finansowo tak niewiele wart I pewne sprawy na mój wiek nie przystoją Młody kojot, przeciwko starszyźnie z bronią Konwenansom, regułą, etykietom Społeczeństwo chce Cię równać gdy wystajesz ponad beton Bo mieszkasz sam i pierdolisz miłość Idziesz zawsze przed wszystkimi co by nie było Wzrok ciosany w marmurze, pewność wśród istot Którym jedynie wydaje się, że naprawdę myślą Nic nie wiedząc, pchając życie pod koła Dla kilku nic nie wartych dokonań Jest 18.10 ja na swoich salonach Czytaj w dwóch pokojach pokazałem ze miłość jest słona [Ref.]