Quebonafide - Pijmy wino za kolegów lyrics

Published

0 300 0

Quebonafide - Pijmy wino za kolegów lyrics

[Bridge] x2 Pijmy wino za kolegów do dna Bo oni to my, a my to już mgła [Verse 1: Quebonafide] Szczęście się mnoży, gdy dzielisz je z resztą Zresztą to bez znaczenia, sam pomyśl Bo ludzie się dzielą kiedy mnożysz szczęścia A wtedy to trudne, jak siemasz, algorytm Znowu za tych których nie ma teraz Płynie ból porodowy ludzkości przez skronie Staram się połączyć te kropki przez moment Melodie przeszłości straciły harmonię Co jest? Wczoraj znika nam jak David Blaine Jutro pójdziemy w inne strony, inne strony, inne strony I może nawet trochę źle, trochę źle I może nawet trochę sorry Zapisane strony, skreślone strony Ale zostało kilka mało śmiesznych anegdot Zdeterminowani gdzieś, gramy do woli Na konsumpcjonizm patrząc jak dzieci niebios Los się uśmiechnął, czy nie łapię ironii Wyciąga aronię z tych którzy pierwsi polegną Jesteś skończony, jestem skończony Zdmuchnę kurz i popatrz jak zwieńczą ten klejnot Nie wiem czy życie to pluralizm, dualizm, monizm Zawsze było nam wszystko jedno Ostatni ludzie tu mi pozostali Pozwolę pozwolić sobie wstawić w nawias, że ze mną Podziw przerodził się w śmiech Na sali, ale mówię o tym tylko na serio Między materią, a antymaterią Drogi przedmiot to wciąż tylko przedmiot [Refren: K-Leah & Cywinsky] Nie ma już znaczenia, czy deszcz zmywa rany W życiu bez oddechu, zostaniemy sami Mamy jeden cel, myśli gonią nas Powiedz jak to jest, gdy omija ich czas Mamy jeden cel, myśli gonią nas Powiedz jak to jest, no jak to jest? [Verse 2: Quebonafide] Te wspomnienia są jak zapisz, kasuj A wczoraj jak checkpoint się samo save'uje Nic już nie przypomina dawnych czasów Naszych czasów i naszych posunięć Rozwój dał mi taki asumpt casus(?) Nawet ni wiem kiedy cardridge zmienił się blu-ray To mnie nie represjonuje, lawiruję na gigancie jak Pentagruel Idziemy równo z biegiem lat Nikomu nie zbiera na płacz się I nawet jeżeli ma mnie to przerosnąć To chyba najwyższy czas jest wziąć się w garść Na pasmie zwycięstw jestem w trakcie Ale kiedy piszę nie liczę I może gdybym miał na to parcie Zażarcie mówiłbym o tym uparcie i skrycie, życie Za szybko się zrażam bez komentarza, pierwszy i tak będzie, ciii A ja chcę zwolnić to tempo, muszą stawiać w ciemno na mnie Kiedy reszta przygasa Zazdrości ich zżera bo nie ma rapera Którego by tak bawiła tu ta mitomania Jak dymu bez ognia i vaporizera Mam rachunek sumienia bez pokwitowania Róże z betonu, ludzi z manganu Niejedno wyrzeczenie w cierniach Handluj z tym, albo przestań oczerniać To nie zaproszenie na kiermasz [Bridge] x4 [Refren: K-Leah & Cywinsky] Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska