Quebonafide - Brać życie za mordę lyrics

Published

0 169 0

Quebonafide - Brać życie za mordę lyrics

[Intro] DJ Falcon1, Mixtape Prosto [Zwrotka 1: VNM] V, kiedyś życie wzięło mnie za mordę dosłownie Jak nie mówili jeszcze na mnie Lewiatan Bo ujebali mi pół japy kiedy miałem te cztery lata, chuj w nery kata Bo ciąć mieli to inaczej, Bradem Pittem i tak bym nie był Ale nawet bez fejmu dymałem sporo Gdyby mnie dopadł brak liter i tak bym przeżył Nie pomogły mi media, kiedy byłem w wieku Quebo nie było FB wtedy Telewizja puszczała tandetę w eter kiedy rozkurwiałem na NSPC nety Dlatego dzisiaj kiedy dzwonią z TV z propozycją do mnie Mój menadżer woła: "Trzy dychy za odcinek albo weź idź stąd ombre" Dziś za mordę, życie, biorę ja, tego warty jak L'Oréal Ciemny mówi, że telefon bookingowy robi Bzzzzz jak O.N.A Swoje klipy za dychę schowaj, mam klipy za dwie dychy Moje płyty to syty towar, mam wsypy na dwie michy Żadna z nich nie jest złota, starczy że Mastercard jest A za featy biorę hajs nie barter bo moim blaskiem by nie pogardził Cartier Gra mówi żebym wygrał a słucham wszystkiego co do mnie tu ona mówi Wiesz, że wygrałeś życie jak budzisz się o jedenastej i wchodzisz do jacuzzi (V, kurwa mać) [Refren x2] Trzeba działać, trzeba robić hałas, trzeba napierdalać [Zwrotka 2: KęKę] Mam trochę inne spojrzenie na to niż paru moich znajomych z branży Jem do syta, nie ponadto, mocny chwyt albo pełne garści Żyję dobrze, nie za szybko, wszystko zawsze małą łyżką Czyszczę grunt, kolejny ruch, czysto (oo), jedziesz hip-hop Idę do góry ale patrzę na dół, wiem co się dzieje i się patrzę na to Chyba trochę zaszedłem ci drogę, (uu) wiem że patrzysz za mną Skądś jestem, patrz mamo, taki sam nie tak samo Bierz za mordę ale prowadź mądrze, co? patrz jak idzie tato Chłopski rozum ale i cwana bestia, mocny rozruch to nie fanaberia Wers za wersem, kęs za kęsem, Kę Kę , ksywa niezła Horyzont przesuwam, ostatnio cała Polska mniejsza Póki co się nie wczuwam, sztab zawsze na peryferiach Wyłożone na skoki pasy, w każdej chwili gotowy wrócić Do starej tyry daj mie te paczki (dzyń) trafię do ludzi Mam spokój, syna, terapię plus o czym pisać Właśnie tu się wspinam, Boże jak stąd świetnie widać, Kę! [Refren x2] Trzeba działać, trzeba robić hałas, trzeba napierdalać [Zwrotka 3: Sokół] Mam jedno życie, więc biorę je, chore jest Trzymam za mordę bo gryzie Przy korycie, korek jest, stoję se Patrzę na świnie co chcą je tu brać sowicie Odbicie, działaj uczciwie a hajs sam przyjdzie Spokój, bo widzę jak czekając tu na chuj wie co stoicie To idę, po cichu bo ni chuj pomników z granitu nikt mi tu nie stawia Weź mnie nie naprawiaj, ja świata nie zbawiam Jak Denis Peterson dokładnie maluję twoimi myślami Jedyne co możesz zarzucić tym wersom to hiperrealizm Zjadam na kurwa przekąskę elitę tą pierwszą i tych co tam stali Nie przyda się kalkulator mym wierszom Bo chyba już czaisz, że płynę po fali Śmieję się głośno z tych co nie trybią mojej zajawki Jestem z PROSTO i idę na żywioł, może ostatni żywot Prowadzę za ryj i radzę tak im bo zje ich i będzie krzywo, siwo To fajerwerków dym dodaje lęków im Cicho, ja wiem że jak puszczę dziś mordę tej bestii nie grozi nic więcej Na miękkiej poduszce waruje i nie śpi bo chodzi o respekt [Refren x2] Trzeba działać, trzeba robić hałas, trzeba napierdalać [Zwrotka 4: Quebonafide] Życie - jestem efektem ubocznym Wychowywanym w gniewie wśród toksyn Kłamstwa i schizy, splatałem palce w krzyżyk Zanim zdążyli mnie ochrzcić Życie - jestem iluzjonistą Jako dziecko stawałem się niewidzialny (Mogę wszystko) dlatego robiłem co mogłem żeby zniknąć Nie chciałbyś przeżyć tej traumy Świat wali mi się w pył Wpadłem tutaj jakbym miał bombę pod bluzką I ani mi się śni, teraz odpuścić chociaż się modlę by usnąć Z nieznanych pobudek los rzucał mi wieniec Wszystko wzięło w łeb, mam ślad po migrenie Ale zamiast na grudę i wódę za wódę Bujam klubem najgrubiej czekam na skinienie Nie wiem czy to wszystko jest po coś czy nie Ale zacząłem to po to by skończyć To nie okoliczności stworzyły mnie Ja stworzyłem okoliczności Moje zmienne nastroje Stąd ta racja rap, los od początku był chwiejny Idę po swoje to relacja live, bałagan na porządku dziennym Śmiechy i płacz, imitacja braw Nie jestem do końca świadom co się dzieje To woda na młyn, słowa na wiatr Ale bądź pewien tego że wkrótce stąd zwieje Dopiero teraz się czuję raperem, to przymus Czas najwyższych prób, jak tenor Skoro wszystkie drogi prowadzą do Rzymu Mamy nie po drodze, jest tylko jeden Panteon [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]