Bracie, braciszku, znów widzę przy kieliszku Cię Rozumiem dziś tu, problemów zawsze w pizdu jest Posłuchaj mistrzu mnie, upaść to żadna sprawa Życie powala największego harpagana Nawet choć się starałeś i działałeś od serca Ramię w ramię zawsze stałeś i kochałeś - odeszła Miałeś w planie mieszkanie, wybrana suknia weselna To zostałeś sam jak palec, Ty jak smutna orkierstra Biały Miś blać, i gorzały litr chlać chcesz Żaden wstyd brat do porażki przyznać się Wyszła lipa, wiem, dla Ciebie to marny bełkot Że jak się koszmary spełnią to i tak weź machnij ręką Na to, ja to rozumiem, życie daje zawsze w pysk Błagam wszystko, tylko nie po flaszkę idź Niby z uśmiechem mówisz, no to kurwa machniem, pyk Z zewnątrz ładnie, a w środku serce w czarnej krwi Dobra mina do tak marnej gry - pozory Spróbuj być stalowy i nie idź się napierdolić Choć brak wiary, to chore, ale uwierz mi choć troszkę Że kiedyś nawet nad Mordorem też zaświeci słońce Nie pij wódki Nie pij, nie pij wódki brat Nie pij wódki Nie pij, nie pij wódki brat Nie pij wódki Nie pij, nie pij wódki brat Choćby zawalił się świat Nie pij wódki Nie pij, nie pij wódki brat Nie pij wódki Nie pij, nie pij wódki brat Nie pij wódki Nie pij, nie pij wódki brat Każdy ma prawo upaść i obowiązek wstać Do połowy pusta szklanka, ja w ustach smak mam szkockiej Lubię chlać jak problem mam i zwykle raz a dobrze Zwykle spać tak prościej Wstać i znowu gonić hajs na koncie za który i tak zachlasz mordę Byle zgubić świat ten na chwilę, za każdym razem kiedy znowu wpadniesz na minę I przypominasz sobie, że nie raz się spażyłeś I że z reguły wzmacnia to co nas nie zabije Ale pije dalej solo, dwieście lekko I pytam siebie co zrobię, gdy obok będzie dziecko Zrozpaczony wzrok żony, może to będzie przeszłość A może zniszczony będę przez to wciąż pod kreską A większość pierdoli na przyszłość deklaracje I zbyt często mamy na wszystko ten sam patent Inaczej nie da rady, nikt nie chce czuć się słaby Chłopaku wiem chcesz zabić, zapić te drobne wady I w stronę dobrej zmiany iść, ale ciągnie nawyk A chciałbyś ponieść sprawy, git, może Boże sprawisz Że pokonamy w sobie syf, który ciągle mami nas Że to czas jest lepszy - to czas niedokonany Nie pij wódki Nie pij, nie pij wódki brat Nie pij wódki Nie pij, nie pij wódki brat Nie pij wódki Nie pij, nie pij wódki brat Choćby zawalił się świat Nie pij wódki Nie pij, nie pij wódki brat Nie pij wódki Nie pij, nie pij wódki brat Nie pij wódki Nie pij, nie pij wódki brat Każdy ma prawo upaść i obowiązek wstać Znowu pada, z kumplami nie napić się nie wypada Więc tak się składa, biorę setę i wypadam Jutro piję, nadal gram jak Rafael Nadal Chlam i kolejna blacha, mam znowu gigant kaca Tak mi lecą lata, ciągle mam rozpierdol w głowie To jest chore tak, że ja pierdolę, ziomek, polej Jedna bomba i zawalona szkoła, okej Druga bomba i nie wiem czy jest znowu wtorek Wiele oddam by zapomnieć te lata z pizdy Zerwałem kontakt, ale zostały mi po tym blizny Wóda na spontan, ten temat już nie jest mi bliski Tak oczywisty (no co Ty już nie pijesz whisky? ) Nie piję brat, bo zmienił się mój cały świat A miłośc warta więcej jest niż dwa pięć zero gram Po wódzie zawsze cham, tak o to cały ja Nie mogłem spać i odjebałem zbyt wiele zła Tyle ran zadanych, kłamstw niedopowiedzianych Łez przez bliskich wylanych, wiesz nie mam się czym chwalić Mam moralniaka za to Przepraszam mówię płacząc A powinienem na kolanach zapierdalać płacąc Powinienem i udało się mi Choć dziś nie piję czasem w mojej bani procent się tli Masz to we krwi tak, głęboko jak Jihad Pamiętaj ile już straciłeś przez kielicha (pamiętaj brat) Nie pij wódki Nie pij, nie pij wódki brat Nie pij wódki Nie pij, nie pij wódki brat Nie pij wódki Nie pij, nie pij wódki brat Choćby zawalił się świat Nie pij wódki Nie pij, nie pij wódki brat Nie pij wódki Nie pij, nie pij wódki brat Nie pij wódki Nie pij, nie pij wódki brat Każdy ma prawo upaść i obowiązek wstać