Zbrodniczy spisek w gimnazjalnej klasie Zagraża państwu, w jego spokój godzi Inspiratorów wkrótce wykryć da się Wciąż niepoprawni Polaczkowie młodzi Ten Levittoux był hersztem, jak się zdaje Przez niego w dusze sączy się trucizna Śledztwo prowadźcie zgodnie ze zwyczajem W mig się przyzna, prędko się przyzna Drogi panie Levittoux, prawdę wyznać chciej Gdy wspólników podasz tu, sercu będzie lżej Milczysz, panie Levittoux, nie unikniesz kar Młodzież wiodłeś ty ku złu, smuci się nasz car Mury kazamat dostatecznie grube Żeby krzyk każdy wytłumić dokładnie Błogosławiony, kto przejdzie tę próbę A kto się złamie, przekleństwo nań spadnie Logika dziejów nakłada kajdany Sprawiedliwości zgrzytają zasuwy I ciągle jedna myśl tłucze o ścianę: "Nic nie mówić, nie mówić, nie mówić..." Wszakże, panie Levittoux, nie działałeś sam Gdy cię pozbawimy snu, wszystko powiesz nam Miejże rozum Levittoux, próżny jest twój trud Żadnej strawy nie dać mu, by go złamał głód Na przesłuchaniu wziął czterysta pałek Konieczny był tu bezpośredni przymus Śledztwo da skutek, jeśli jest wytrwałe Bez końca przecież nie może się trzymać Zwinięty w szmatę leży sztandar ciała Szarpie go w strzępy ptaszysko dwugłowe Krwią pokreślona pleców karta biała Na niej napis "nie powiem, nie powiem..." W końcu z ciebie, Levittoux, tryśnie zeznań zdrój Zaznasz knuta dzień po dniu, pęknie upór twój Chciałeś uciec, Levittoux, coś ci słabo szło Krzycz do ostatniego tchu, nas nie wzruszy to Pod siennikiem migoce kaganek Mniej boli ogień, niźli ran płomienie Dziś sobie takie rozścielę posłanie Co moją celę w jeden krzyk zamieni Skąpo tu światła Moskale mi dali Ale wystarczy, żeby spłonął człowiek Patrzcie, jak długo ten więzień się pali Co już nic nie powie, nie powie... Zwęglone resztki wymieciono rano Ból szybko wsiąka w kamień cytadeli Po incydencie tym rozkaz wydano By więźniom swiatła nie dawać do celi