Prezes - Cypher Brudne Południe Vol. 9 lyrics

Published

0 141 0

Prezes - Cypher Brudne Południe Vol. 9 lyrics

[ BobAir ] Tutaj nie budzi mnie wschód słońca, tylko kolejne tąpnięcie Włączam TV, znów zagłada, bo był wybuch na 900 Bloki noszą blizny i znamiona naszych kopalń Nasi bliscy mają ich znak na swoich oczach Czuję mój ląd, gdy widzę ten smog, huty i szyby, Spodek w oddali Czuję mój dom, gdy widzę ten blok i bojo, kaj my w bala kopali Pamiętasz, na placu zabaw w kapsel ciupali Na walkmanie nie śmigał wtedy Talib Kweli Przy TV czekałeś na "Telefonię" czy szansę z Kozakiem Na hajs od ojca, jak za węgiel przyniósł wypłatę Pamiętam wszystko, co wyszło stąd - jak Twój ba** z tonacji 19. Południk, Alchemia, "Mam To", Gutek, Jajonasz, znasz ich Widzę tak plus i minus, stawiam kawę na ławę jak Fokus To jak Liszowska - nie dla idiotów Idziemy ku górze, by dojść do topu, zostawić skład na ziemi tej Bogu By stała się naszą sumą powodów, dzięki jakiej powstał ten obóz [ Prezes ] Za parę lat będzie głośno o mnie, bo ambitnie robię swoje Wejdę na szczyt dalej tworząc godnie Co by się nie działo, zawsze trzymam kontrolę Kobieta jest moim oczkiem w głowie, mikrofon znowu biorę w dłonie Kolejny cypher, masz parcie na starcie, to pewne, że kiedyś zasiądę na tronie BobAir, to fajnie buja, rafineria wzięła mnie pod skrzydła Po 5 latach nie ma na mnie chuja, choć wielu myślało, że, kurwa, nie wytrwam Nie będę mówił o zyskach i o słabych numerach na toplistach Jebani hipokryci i ci na pewno, wszyscy tutaj wylądują na pyskach Życie mi płynie jak freestyle, koncerty nie są oparte na gwizdach Moje numery na dyskach, nie gram na dyskach, to cecha jest pośmiewiska Wszyscy wiedzą, że szczęście doceniam, chcę więcej podziemia Nawet Syzyf by powiedział, że nie mam serca z kamienia Rynek będzie potępiony, spójrz, co robi z Wami moda Jestem lekko roztrzęsiony, tak, jakbym miał Parkinsona Będą pisać o nas na forach? W dupie mam to, co będzie, to będzie Muszę się pokazać z najlepszej strony i wtedy czas mojej płyty nadejdzie [ Majkel ] Miasta duszą się popołudniowym smogiem Leci muzyka z okien, chyba jestem bogiem, cień rzucają bloki Chodzą z wózkami foki, patrzę na to jak na fotki Na murku nie dają dopić piwka chłopakom w cywilu wąsi Normalny kawałek Polski, no ale go znam od dziecka Jestem tu ja, moje ziomki i ukryta opcja niemiecka Tu lepiej smakuje nalewka i po niej wracanie na rękach Duma ojca i teścia, ale kiedyś sypiałem na ławkach i skwerkach Nie ma co gnić w rozterkach, zawsze wpadam tu chętnie Chociaż koledzy częściej wychodzą na spacer z dzieckiem Żeby opróżnić butelkę ojcowie muszą wychodzić ze psem Może byś wstał z tej ławki, może bym wstał, ale mi się nie chce Nie ma co robić, powietrze cięższe od płynu w butelce Tutaj unoszę się w górę, bo tam, gdzie mieszkam, pracuję ciężej Chociaż na dół nie jeżdżę, to może jeszcze jest nieźle Ale żeby normalnie żyć, 250 godzin miesięcznie [ Igrekzet ] Dzieci Ragnaroku nie mają lokum, a budują sobie postument Zet autofocus, nie z familoków, ale z Chruszczowa lodówek Rzucam dynamity, bomby i topię ich razem z ich beki kopalnią A jeśli myślisz, że możesz być kozak, ja widzę to czarno Aaaaale, pieprzyć bragga - temat ten ma potencjał Dużo większy i głębszy, bogatszy niż grunt, który mam pod podeszwą Mam krew pod podeszwą, a w sercu pewność Że moje sny to więcej niż tylko opałowe ścierwo To czarna ziemia, gdzie czarna magia Czarne złoto zamienia w czarny balast Z ciemności do światła, ze światła do Braille'a Największy ciężar to grawitacja Naprzeciw bogom, szukamy drogi do gwiazd I drążę temat, mam marzeń hałdę I choćbym zgasł, to dostarczę światło, choćby na czarno Jasne?