Planet ANM - Patrz jak gasną lyrics

Published

0 135 0

Planet ANM - Patrz jak gasną lyrics

[Verse 1: Planet ANM] Kocham muzykę, jest manifestem uczuć Przerywa ciszę, wyrywa z butów na orbitę Bit michę rozjeżdża, japa uśmiechnięta Nad zeszytem bless ya, wbita w dram jakby testdrive Chociaż nie ćwiczę już, wbijam w dram ziomuś Wjeżdżam jak bestia wypuszczona na tłum Wypaszczona ze słów i to zgłębiam jak Linda Lewis Chłonę słowa, jak światło czarne dziury Mam ten styl, którego nie da się podmienić I prawdę, której nie da się podważyć Bo widzisz, kiedy nawijam ty widzisz obrazy Jak te w komiksach, twoje życie moimi słowami Planet ANM to sieka jak Sai toporem Rymami nawala jak pięściami Muhammad (pf) Mógłbym napisać takich wersów setki Jedni się urodzili braggadacio inni autentyk Jeszcze inni mają bragga za wkład A jeszcze inni zostawili tu bałagan I chcą w bragga tu grać o fejm I to jest chyba dobry moment, bo Społeczeństwo chore dziś zadowoli dno Obrońcy rapu to nie pretendenci do korony Samozwańczy władcy muszą dzisiaj odbić Światła miasta jak Grammatik ukażą nam prawdę o nich I zostaną karimaty po ich trasach koncertowych [Verse 2: Planet ANM] Jeśli miałbym umrzeć jutro, jeszcze chcę nawijać dzisiaj Jeśli Bóg mi czyta w myślach, wie że we mnie drzemie siła To niekończąca się opowieść jak Limahl Bo kiedy w proch się obrócę, to się w proch nie obróci muzyka Ze mną, pozostanie oryginał Nie jakieś ścierwo, co nienaturalnie żyło Ale naturalnie umrze jak pieprzony materializm Umrze razem z nami, w końcu czas nie jest dziurawy Krzyż wisi nad głowami, ale dalej mamy żyć, by Obierać cel co częścią jest misji Choć często pojawia się pytanie czyżby To wszystko wokół miało sens jakiś wyższy Jeśli mam być tylko na moment tutaj spoko Jeśli cały mój rap jest tylko po to, by ktoś pojął wersy I jeśli dotrą tylko do jednej osoby A ona zmieni coś spoko, umrę spełniony. [x2] [Hook: Planet ANM] Patrz jak z nieba gwiazdy lecą Patrz jak rozbiją się o beton I patrz jak wygasną na chodnikach Wtedy zobaczysz ich prawdziwe oblicza. [x2] Patrz jak gasną, ledwo dyszą... [Verse 3: Tymi Tyms] Lecą, lecą z nieba gwiazdy samozwańcze Jebie farmazonem, gdy otwierają paszczę Wiedzą, wiedzą tyle co usłyszą gdzieś fartem "na chuj mi sk**e skoro mogę być karkiem" yo Nie lubią mnie, w sumie to mają powody Ale mają gula, bo jestem dobry i chuja mogą zrobić Gdy piszę, to myślę nad każdym wersem zwrotki Choć przeciętny słuchacz łapie co dziesiąty Na trzy zwrotki, najczęściej o miłości I pewnie jeszcze gości, ja pierdole I może dlatego nie gram na festiwalach Nie znam stawek, ale pewnie się opłaca Nie chodzi tu o ego, ziomeczku weź mnie nie czaruj Wchodzę bez kompleksów, bo wiem co wychodzi na legalu Stado baranów promowanych przez antyfanów Wygląda to komicznie jak, kurwa, zapasy karłów Doceniam muzyki piękno, ciągle jest ze mną Czasem się wkurwiam gdy popada w przeciętność Wiele płyt dało do myślenia nieco Niektórymi jarałem się tylko jako dziecko Jeszcze inne poszerzyły horyzonty, dały pewność Na żadną nie czekałem, jak na swoją pierwszą A po niej jestem w walce o najwyższą stawkę Jebie koneksję, skoro mam twoje wsparcie słuchaczu, o Tyms i Planet, ekipa z Pol Haszu [Hook: Tymi Tyms] Patrz jak z nieba gwiazdy lecą Patrz jak polecą na detoks Patrz jak oszcza ich publika Uu, skoro co drugi to bajkopisarz Patrz jak z nieba gwiazdy lecą Patrz jak rozjebią się o beton Patrz jak gasną na chodnikach Skurwysyny wiedzą, że ludzie dostali sygnał [Verse 4: Tony Jazzu] Popatrz jak gasną marzenia o życiu nad kreską Z każdą kolejną, coraz bardziej pod kreską Tak życie kreślą, podkreślam to zdanie By samemu nie zgasnąć, na mapę swój rap nanieść Wbrew tym co tak błyszczą, że widzę jak gasną Widzi to miasto, kocham ten hardcore, rap, ulice nie zasną Na to wszystko mam tylko jedno hasło: "Byle dalej do przodu, wbrew czysto komercyjnym paktom" Raszplo, byłaś gwiazdą dzielnicy, ekipy dziczy Z siczy chciały się dorwać do twojej piczy No to masz to, g**n wśród zniczy, kończysz martwo Jebanie się liczy? Teraz już znasz to Lecą, lecą, lecą gwizdy z nieba Jedne marzenia gasną, inne wypowiedzieć trzeba Nie chcą nawet ich grzebać, niech zostaną przestrogą Gdy drogą następny będzie szedł Seba, te słowa mu pomogą