O.S.T.R. - Powietrze lyrics

Published

0 246 0

O.S.T.R. - Powietrze lyrics

Czuję powietrze... Czuję powietrze, słyszę muzykę Układy, koneksje, betonu kumite Żaden pulicer nie umie chwytem Żurnalowego kunsztu tych kilku liter Widzenie w nas produktu jest przewodnikiem To twoja runda - punktuj Twój czas na szczycie tego samego gatunku A różni zawieszeni w próżni Nieustannej kłótni skutki, jeden mi utkwił Jeden jak żal (żal) mi (mi) jak (jak) strach (strach) Miękki wspak odwraca ten sam problem w wielu postaciach Do rozwiązania dotrę w ręku akukaracha Czuję powietrze to samo, co wszyscy inni Tacy sami jak ja, winny - znaczy zabij jak psa To prawo rządzi niszcząc niewygodnych jak trądzik Brak podziału na dobrych i złych Od pracowników izby do łódzkich karetek Gdzie rządzi skór koneser Spór w procesie dóbr doleczyć Tu spojrzeć na okna, odpicowana Piotrkowska Z tym możesz się rozstać, pic jest złudzeniem Czujesz powietrze to poznaj mój teren Nie jestem zbawicielem, ale posiadam intelekt Licząc w IQ to może nie za wiele, ale Wystarczy by mieć umysł otwarty za tym, co błyszczy Obdrapane budynki, a w nich ciągłe nowinki Kto jaki sukinsyn i gdzie, kto, z kim był? Stoję ostatni w kolejce, której pragnieniem próżność Wolę powietrze z planem na jutro Ludzie sami sobie winni Gdy zamiast szukać klucza kombinują wytrych Czuję powietrze, słyszę muzykę Słowo po słowie, rap mym pamiętnikiem Umysł wytęż - to nie nakaz, lecz prośba Nie czytam wzorca więc nie wiem, co wzbudza orgazm Ale znam paru, co by tam chcieli się znaleźć Sprzedajni jak czajnik full udoskonaleń Co dziś świętym Grallem w ustach Cammel z cudzesów To moje miasto - miasto smutku i stresu Brak gestów, wyśmiewców anomalii Z Polski do Anglii to smak kolejnej szansy (zaśnij) Zaśnij, pomyśl o ludziach, o ich pragnieniach Marzeniach, o które zahaczają zera A teraz pomyśl, kto szuka frajera ziomy? Dla was jedna miłość (jedna miłość) Pokaż mi siedem przyczyn, siedem pomyłek W kolejce na zasiłek, niech w łeb strzeli k**er Za wskazówką idę, nie pytaj mnie gdzie Idę przed sie-bie do-bije deszczem Woda spływa do pomieszczeń, nie licz na selekcję To pranie mózgu za sprawą kruszcu Złu znów udaje się wyjść stąd Z prostym jak Hitchco*k mocnym Waszyngton mąci non-stop poglądy Idę tak i rozmyślam o tym i owym W sklepach cynamonowych dynamo robi błędny blask Odciśnięty jak na dziwce klaps Za na-na-na-na-nas błąd ma-ma-ma-ma-mas Wychodzę stąd nie pytaj dokąd kapo Idę z deszczem, protekcję zapewnia mi kapok To też eliminator, co zabija we śnie Rozszczepiając atom rozrywa serce Za to mu płacą, a może to plotka Nie pytaj mnie o trasy harmonogram Wejdę w jej trasę, że sam jej nie poznam Spójrz na budynki, zdrapane tynki, pomyśl Łodzią rządzi sukinsyn co promuje znajomych Czuję powietrze x15