Natz - Była ze mną lyrics

Published

0 190 0

Natz - Była ze mną lyrics

[Verse 1: 2sty] Ta wódka była ze mną, gdy łapałem pierwszy wpierdol Pamiętam, to było gdzieś przy metro centrum Ja sam, one trzy, ich trzech Jeden łańcuch na łeb i wpadłem gdzieś w śnieg Jeden trep, drugi trep i od tamtego czasu to pierdolę brudasów Ich glany, ich mamy, poglądy, wystarczy Ale można się wkurwić, gdy kończysz na tarczy [Verse 2: Kot Kuler] Była wódka plus kilku gości Którym bałbyś spojrzeć w oczy Napięta gadka, trzeba bronić raczej swoich A ziomki, nie z tych, co ich łatwo uspokoić Nagle słowa przechodzą w ciosy A dalsza mowa, jak czerwień na byka oczy I chuj co zrobisz, trzeba podnieść gardę Nawet jeśli mam skończyć na OIOM'ie, to jasne Bo nic nie boli, jak wstyd przed sobą, naprawdę Mam wstyd i dumę i lałem się z durniem Po wszystkim zbiliśmy pięć, skończyliśmy wódę [Verse 3: 2sty] Ta wódka była ze mną w klubie, w Sopocie Gdzie mógłbym być gwiazdą tańca na lodzie Parkiet, ona jedna, szczerze To jej dupa skakała jak truskawki w blenderze Podbijam, bo z pleców bajka I łapie za tyłek, bo z pleców fine-out Odwraca facjate, patrze czterdziestka I mówi "sory, niestety mam męża" [Verse 4: Kot Kuler] Była wódka plus kilku ziomków w centrum miasta Latające butle plus legijne hasła Film zerwany permanentnie, cóż... Logika słaba, wkręcił mi się Paryż Na samochód dawaj, Zaraz psiarnia wpada Morda na maskę, obrączki na nadgarstek Dołek, jak najbardziej, później w gadkę wpadłem Także pies gadał, o porozumienie stron za mnie, naprawdę Dziś przed każdym (HWDP) myślę zawsze, ale wtedy poszedłem pić dalej Rozumiesz, kurwa, ee [Verse 5: 2sty] Ta wódka była ze mną na środku jeziora Na łódce, gdy w czterech, tak jak Borat Odpierdalaliśmy, a dziś myyy Tylko mamy z tego bekę, że mokrzy, jak pizdy byliśmy Bo się przechyliła szala Na korzyść tej wody i spotkała kara Nas Poszły na dno rzeczy i T-shirt Ale zyskaliśmy moment, ziomek, na całe życie [Verse 6: Kot Kuler] Ta wódka była ze mną dzień w dzień Myliła rzeczywistość ze snem Wprowadziła w błękit oczu obłęd I czułem się, jak dryfujący okręt I czułem się, jak świata król na rozstaju dróg By poczuć się bez sensu znów Dziś czuję, że to za mną już Chociaż wciąż na spalonym, jak Iwan Patrz, wchodzę na salony, na twarzy mam uśmiech, nie grymas [Verse 7: 2sty] Obudziłem się na moście po ciężkim balecie Kurwa, gdzie ja jestem? Wóda Wciąż ode mnie jedzie na kilometr Sprawdzam kieszenie. Klucze są, portfel jest, koma brak, ja pierdzielę Mówiąc delikatnie, Wstałem. Idę Helikopter. Gdzie? Bo nie widzę W bani, Baranie, podbijam do barierki i rzygam rowerzyście na łeb Dzięki - raczej nie powiedział, bo ciągle darł jap-ę Z dołu, że zabije mnie, pobiegłem na chatę W sumie na przystanek i rozpatrywałem akcję Jak to jest dostać bełtem w niedzielę o dwunastej?