Jakby nie pozmieniał tutaj czas nas Widzę się z moimi ludźmi gdzieś na dachu w Dallas Tutaj nie zależy nic od farta Czekam aż bramka kariery zostanie otwarta A więcej nie mogę zrobić nic, idę tylko tam gdzie ciągnie mnie mój zmysł, i tyle mam Każdy szuka swojej drogi, ale póki nie zrozumiesz pasji, Wszystko będzie puste jak ten dom ze szkła Jebie mnie ta kodeina, spirte Daj Dom Perignon, to jak złoty strzał NIe mam złota na zębach, może złote serce Móglbym dawno już to rzucić, ale wole bezkres Nie chodzi by zrobić hajs tutaj byle jak A z honorem i sumieniem, bez noszenia szmat I znoszenia czyichś wad, oportunizm to jest rak I jak widzę takich ludzi serce bije prędzej Omijam napięcie bo idę pod prąd Ufam temu co kieruje gdzieś tam we mnie To jak chip wbity nie wiadomo skąd Nie uważam go za insekt, a za dobrą premię Ref Nasze chęci tutaj stale omijają zło Chociaż nimi jest wybudowane piekło A ten głos sumienia mówi mi ze wszystkich stron Tylko ty jesteś jedną rzeczą pewną Każdy dzień jest jak prywatny level next Demony przeszłości już zostały w RPG Czego więcej chcę? Na sam dźwięk niektórych słów Jakiś random powie lepiej się za pracę weź Pieprzę ich, robię swoje no bo ciągle wierze w sny Oni wierzą we mnie, tylko taki mnie obchodzi deal Możesz sobie gdybać, co na moim miejscu zrobiłbyś By za wszelką cenę wejść na szczyt, i przed siebie iść Wjeżdża mi to na banie, w grę nie wchodzi latanie Ona jest za ciężka od pomysłów, to już wyzwanie Mnie nie ogranicza motyw to nie widok Nokii Lubię te dni kończyć batem, potem chwilą rozkmin