MarioBeatz - Kanie Dżdżu lyrics

Published

0 100 0

MarioBeatz - Kanie Dżdżu lyrics

Pamiętam było nas sześciu, co szósty dzień tygodnia Bez cla**iców na nogach, klasyczna najba zawsze all right Zbijane piątki i rzucana dycha, jakiś kielon i zagrycha Wolna chata, pare piwek i styka I wtedy nikt nie narzekał, no może trochę na szkołę Byliśmy jak jedna rodzina przy wigilijnym stole I z uśmiechami na twarzy, bez problemów i żali tu Czekaliśmy na dorosłość jak kanie dżdżu A dzisiaj każdy z nas najchętniej by znów złapał za chodak Bo stabilności, żaden z nas tu nie odczuwa na nogach Chwiejne kroki, dwa do tyłu, jeden w przód Wycieramy z czoła trud po przebytych tysiącach dróg Dziś, porozrzucani w najdalsze zakątki ziemi Gdy jest gadka o marzeniach, nagle jakby wszyscy niemi Każdy dźwiga tylko żal, niespełnionych kilka snów A ja chciałbym żeby po prostu było jak kiedyś znów Siedzę na fejse i scrolluje zdjęcia rówieśników Oni słuchają już swoich pociech, ja znów siebie z głosników I to sprawia, że myślami zawieszam się na chwilę I widze przed oczami, gdzieś, kiedyś swoją rodzinę Nie znając czasu i miejsca, w oparach dymu Wsród pożółkłych firan, wyblakłych ścian, szukam rymów Półżywy po pracy, na obcej ziemi, czując obce powietrze Myślę, co zrobić by wyciągnąć tu z życia jak najwięcej Nigdy nie będzie jak kiedyś, jest tylko teraz i tu Choć jedyne co nieraz czuje to tylko kurewski ból Który przytłacza lecz napędza, bo wiem że w życiu ile byś nie dostał po dupie, to w końcu przyjdzie ten dzień W którym narodzisz się na nowo i zobaczysz jak jest Budzić się rano obok kogoś kto wypełnia Ci dzień W miejscu które będzie Twoje jak sen I bez strachu, że to zniknie, kiedy obudzisz się I nawet jeśli to wizja, którą tu widzę przez mgłe To daje mi nadzieje, przy której utrzymuje się To czego nie mam, ciągle jest do zdobycia Tylko nie wiem czy zdąże w przerwie miedzy ogarnianiem życia