Marcin Flint - Sylwetki - Eis lyrics

Published

0 86 0

Marcin Flint - Sylwetki - Eis lyrics

Jacek Nalewajko, ur. w 1983 roku w Warszawie. Najpierw korzystał z ksywek AES i AE. Wyrobił się z zakończeniem hiphopowej działalności przed dwudziestym rokiem życia, ale w tym czasie zmienił polski hip-hop. Jego oficjalny, pełnowymiarowy debiut z zespołem Elemer zdumiewał pulsacją i mentalnością nieprzystającą do tego, co się wówczas ukazywało na rynku. Rozrywkowy, a zarazem bezczelny przygotował grunt pod nadejście eisowego solo. „Gdzie jest Eis?” było już małą rewolucją – przeciwstawiający się rygorowi beatu wokal szedł w parze z ogromną pewnością siebie i nowoczesną produkcją, zaś obraz zdeterminowanego, by zrobić karierę, nastolatka jest jednym z najbarwniejszych w polskim hip-hopie nowego tysiąclecia. Do tego Eis nic nie robił sobie z umiarkowanych warunków wokalnych i poprzez obrany sposób artykulacji zmarginalizował wadę wymowy. Wyprzedził trendy, kładąc fundamenty pod rodzimy newschool i będąc dużą inspiracją dla swoich następców w tej dziedzinie, takich jak VNM – Zacząłem rapować pod koniec podstawówki, a skończyłem w okolicach matury – wspomina Eis. W stronę miejskiej muzyki pchnął go producent, a na początku również raper Dena (DNA) – rodzice obu chłopaków znali się od dziecka. Gdy Dena wespół z kolegami z osiedla i liceum odkrywał nową kulturę przy pierwszych kasetach i programie „Yo! MTV Raps”, Eis interesował się jeszcze brytyjskim punk rockiem. Wspólne wyjazdy wakacyjne zmieniły ten stan rzeczy – po zachętach kumpla słuchał już kaset Fu-Schnickens. Wstąpił do grupy Elemer (wtedy jeszcze LMR), która stała się wówczas kwartetem w składzie AES, SCT, Igor i DNA. Datowana na 1998 rok, opatrzona charakterystyczną grafficiarską okładką demówka „LMR” zdołała zaistnieć w audycji nestora polskiego hip-hopu Druha Sławka i w jednej z jego publikacji. Co ważniejsze, trafiła do Mikołaja „Noona” Bugajaka, nieszablonowego producenta wsławionego nagraniami z zespołem Grammatik. Wydane niezależnie „Nadejdzie świt” (1999) było w bardzo Grammatikowym właśnie klimacie, a więc podkłady ciążyły w stronę DJ-a Shadowa, zaś rapowanie ku refleksjom, impresjom i wartościom. Eis uległ gustowi muzycznemu Noona i obok grupy Gang Starr i Redmana wśród słuchanych przez niego wykonawców znalazło się sporo twórców brytyjskiego hip-hopu. - Można powiedzieć, że raperem zostałem, kiedy zaczęliśmy nagrywać u Noona, czyli około piętnastego roku życia. Na „Nadejdzie świt” słychać mocne inspiracje Grammatikiem z czasów kasety „EP”, jeszcze sprzed ich debiutu. Raperzy mieli wtedy często pretensję do powiedzenia czegoś mądrego. Będąc w pierwszej klasie liceum, wzorowałem się oczywiście na starszych kolegach – wspomina Jacek SCT i Igor zajęli się potem studiami, a Elemer stał się duetem. I obrał kurs na zachodni hip-hop, który wówczas przechodził fazę szczególnego zainteresowania dużą ilością biżuterii, drogich samochodów i tym podobnych. AE (z wciąż „roboczej” ksywki ulotniło się obecne wcześniej „s”) i Dena na berlińskich pchlich targach szukali funkowych i soulowych sampli do podkładów. Płyta „Poszło w biznes” (2001) brzmiała bujająco, lekko, a zarazem mięsiście. Rap stanowił transpozycję maniery Jaya-Z z czasów „In My Lifetime, Vol. 1” i „Vol. 2... Hard Knock Life”. Wizje świata pełnego szampana i drogich samochodów przejrzały się w krzywym polskim zwierciadle, co wraz z pełnym przesadnie długich pauz wokalem („flow bez flow”, jak mówi sam zainteresowany) złożyło się na osobliwą całość. Gościnnie wystąpili na płycie Pezet i Eldo, a całość wydała oficyna T1 Teraz. Wydawca bez wiedzy zespołu sprzedał potem utwór „Kilka stów” magazynowi „Popcorn”. Eis jednak nie zrezygnował z jego usług Za swój właściwy, sygnowany wreszcie ostateczną wersją pseudonimu debiut uważa dopiero dwa lata późniejsze „Gdzie jest Eis?” (2003). Sposób wykonania zwrotek ponownie przywołuje manierę Jaya-Z, ale też zapatrzonych w jego leniwy styl, młodych amerykańskich MC aktywnych w 2002 roku, m.in. Fabolousa. Tym razem o wiele sprawniejszy już warsztatowo Eis brał tylko inspiracje, a nie gotowe recepty. Przyświecała mu idea, by spiąć różne tematy kawałków mocnym stylem, osobowością. Rezygnując z obowiązującego upychania rymu na końcu wersu pod werbel, inaczej rozkładając akcenty, powtarzając frazy, zapewnił swojemu stylowi niesłyszalną wcześniej swobodę. Dopilnował też funkującej wciąż, mocno jednak wspartej elektroniką warstwy producenckiej, za którą odpowiadał w głównej mierze Korzeń. – Pisałem i nagrywałem tę płytę około pół roku, ucząc się do matury. Pomagał mi Korzeń, który muzycznie był trochę jej „producentem wykonawczym” na spółkę ze mną. Doprowadzenie tego dość sprawnie do końca w tamtych amatorskich warunkach wymagało sporego zacięcia i braku wątpliwości, co przychodzi łatwo tylko w tym wieku – wspomina Eis. Na krążku sporo jest treści motywacyjnych, wątku „od zera do bohatera” ikoncepcji „chcieć to móc”. Przetykają je prztyczki wymierzane w nosy adwersarzy i kolejne dowody na poczucie własnej wartości. Istotnym numerem jest singlowe „Teraz albo nigdy”. To kolejna – po „Nienawiści” Elemera i „Mówią mi” Grammatika – współpraca Eisa z Noonem. Gdyby tylko raper był starszy, a odzew na wydane przez niego płyty większy, być może do beatów z „Muzyki klasycznej” Pezeta rapowałby kto inny... Niestety, szczyt popularności albumu „Gdzie jest Eis?” przypadł na kilka lat po premierze płyty. Jacek nie był już w branży – dograł się jeszcze na płyty Vienia i Pelego, Włodiego oraz Małolata (gdzie niestety przesunięto jego wejście o dwa takty), po czym odłożył mikrofon. – Pamiętam, że nie chciałem być dorosłym raperem. Miałem świadomość, jak to może wyglądać. A przede wszystkim nie chciałem być zawodowym wykonawcą, bo to specyficzny zawód i myślę, że bym się do tego nie nadawał – mówi Eis. – Z samego nagrywania jest jednak korzyść, bo dzięki temu mam pod ręką zapis stanu mojego umysłu z okresu dojrzewania – uzupełnia Były propozycje reedycji „Gdzie jest Eis?”, ale niechęć do odcinania kuponów od dawnej, zamkniętej działalności wzięła górę nad jedyną kwestią, która mogła zmienić decyzję rapera – tym, że fani muszą dziś płacić po kilkaset złotych za egzemplarz płyty na Allegro