[Intro] TENDAYS Kamil Lanecki na bicie [Verse 1] Spotykam fanów no i fanów anty anty Ci drudzy podbiegają tak samo po autografy I to jest właśnie kurwa cały wasz uliczny dryg Już wolałbym tu dziwko, żebyś mi napluła w ryj, wnim Więcej prawilności nosi jeden kolczyk Przy dwóch to odpadają czapki-wpierdolki W takim balecie teraz destrukcji kończysz wilgotno To demokracji płyn ustrojowy Miły młody człowiek, niczym Niwea, nie ja Miałem jechać do Japonii, ale smog mam taki sam; Kraków Na mapie hypu już nie powiesz, że to stado łaków Od kiedy mówię, że jest mój kurwa, waruj I znowu wyjebane w twoje fantazmaty Jesteś najlepszy, czemu znowu zbierasz fanty? Nie będziesz kotem, chyba że no na na żarty W takim serialu Matki, żony i kochanki Chciałbyś skarby sk**i, by przyśniły ci się w butach Ale każdej nocy śni się tylko moja złota bródka Moja korona i berło twojej siorze A suma sumarum myślę sobie, że i tak tego nie skuma Wasze panny mają w sercu was no mega, na serio Przedsionki i komory to gazowe, na pewno Ja poznam je z kamerą, jak technofil, kaleko A ty w końcu powody, czemu ścisza telefon [Refren] x4 Poza tym bragga mam piętrowe myśli Zerwane windy, ze-zerwane [Verse 2] Gardzę Przecież gardzę znowu Twoja droga, twoje życie i poglądy ziomuś Gdybym tylko miał tu w sobie choć ułamek z wrogów Wolałbym połamać język, skręcić mu kręgosłup Może nie ubawię cię, jak Mr. Bean, to poza Wszystko jak fasola musi być tu si do końca Każdy swoje życie chciałby transformować Ale nikt nie jest, jak Eren, żeby tytan powstał Można siebie okaleczać, powadzenia, man Moje zachowanie, a nie ciuchy misbehave Deysa stilo nie ukradniesz, nie ujedziesz, więc Równowaga tego smaku rucha Gessler w a** Mam tyle pomysłów, że kiedy wracam na chatę To nawet nie palę światła, żarówki świecą się same Projekt domykam na amen, legale w 2k16 Czekaj, bo inni są pa**é Jak Dawid wchodzi, ma pa**ę i parę [Refren] x4