Ksywabezdja - ​serialk**er lyrics

Published

0 147 0

Ksywabezdja - ​serialk**er lyrics

[Intro] Every time I think you've hit a ceiling, you, you keep raising the bar. You're like the Michael Jordan of being a son of a b**h [1 zwrotka] Oto nowy sezon, czas na zabijanie debili I tak znajdą mnie dopiero w następnym; The k**ing Jestem mordercą jak Dexter, coś się we mnie tu dziś budzi Z tym, że nie poluję na zabójców, tylko głupich ludzi Ten co kmini w mig, zawija tu z nami, chuj z wami Mów mi Trinity - zabijam trójkami (yy) czwórkami Przeznaczenia nie zmienią i gdy walną te zwrotki Skończą sześć stóp pod ziemią tam gdzie pachną stokrotki Chcą być mroczni, są śmieszni, spadną dziwki ze stołka Nie wiem już czy to miasteczko Twin Peaks czy South Park Wita ostry dyżur, nie starczy noży to pożycz Nie pomogą doktor House, siostra Jackie, chorzy doktorzy Nie zszyją chirurdzy, złamie kości, skreślę marzenia To zabójstwa usprawiedliwione - bez przebaczenia Debile ręce w górę, skoszę ten las rąk Zemsta - wyjebać was stąd, rewolucja jakby zgasł prąd [Refren] Jestem seryjnym mordercą, skumaj - taka filozofia Oglądalność nieistotna, tutaj ważna ilość ofiar Chcą statystyk, a jest raczej beka z bilansem Bo uwaga - spoiler - czeka ich cancel [2 zwrotka] Moja ekipa pierdoli układy i władzę, sens tu masz Coś jak synowie anarchii z tym że bardziej Entourage W branży polski rap, jebać, że ktoś nas nie lubi Chcemy tylko pić, palić, ćpać, ruchać jak Hank Moody Istna Gra o Tron, jebać ten cały szoł biz I tak łaki zawsze umierają jak Sean Bean Pizdy gotowe na wszystko, za to kara ich spotkała Co drugi taki męski, dostaje ksywe 'plotkara' Na scenie następne pokolenie jak Star Trek Ale nie czas na strajk, a na kontrę; Strike Back Chcą wygrać ten maraton, spokojny bądź ziomuś Bo na mecie wylecą w powietrze; orły z bostonu Zagubieni, wyklęci, każdy skazany na śmierć To jest punkt krytyczny, ruszą barany na rzeź Rap osiedli, jebać białe kołnierzyki w garniturach Pato kompania braci, teraz naszej armii tura [Refren] [3 zwrotka] Kumple i trawka, dobrze się z loopem tak hula Jointy palą się jak Rzym, w bletkach super natural Trzecia zwrotka, więc odpalamy trzeciego bata Moje pancze są jak Peter Bishop - nie z tego świata Eureka, całkiem dobry z majkiem jestem Choć spalony i tak wszystkich zniszczę jak Michael Westen Nie mów, że masz ziomek fart, twoich wad parę widzę Zdmuchnę twój domek z kart, nie zostaniesz nawet v-ce Jebać świat gliniarzy, ty mi bij brawo w kostnicy Choć nie mam koszulki JP, szanuję prawo ulicy I nie gotuję, wolę ćpać, bata sklej mi wnet Dawaj hajs, bo staję się zły; Breaking Bad Mam wzór na skandal, mówią 'EsZet, daj ten vibe' Wiem więcej jak Finch, umiem więcej jak Kyle XY Każdy kumaty lubi to, tępym daję znaki 'won stąd' Motka jak Rubicon, rządzę tu jak Nucky Thompson Lubię logikę jak Sherlock i Sheldon i sam lajt mam Bo kłamstwo rozpoznaję po twarzy jak Cal Lightman Szara eminencja - mnie nie martwi fejm A gdy raz mnie wkurwisz, nie odpuszczę jak Patrick Jane Inni chcą robić biznes, palić szlugi jak Mad Men Co drugi bezbek, ich rapsy - mierne Ja 24h na 7 w manii jak Carrie Mathison I jak Hardison łamię zabezpieczenia twojego serwera [Refren] Tekst - Rap Genius Polska