Krvavy - Łkająca Wierszba lyrics

Published

0 173 0

Krvavy - Łkająca Wierszba lyrics

[Zwrotka 1: Krvavy] Szukam ukrytych znaczeń, które zawierają drzewa Wyrosły na mej ścieżce wydeptanej strachem Pod jednymi ugór, pod innymi żyzna gleba Czarnoziema, niby takie same a z nierównym startem I tyle w nich historii, i tyle treści A każdy z konarów wije się jak nić Ariadny Nie chcę znów zagubić się w opowieści Gdzie czekają na mnie Tylko Piekło, Labirynty, Diabły Nie ufam ich cieniom, one lubią tajemnice Nie podchodzę blisko, na niepewny grunt Nie podchodzę blisko, one w dziupli są ukryte Tylko czasem na gałęzi obserwuję jak kruk Okryty czernią i pierzem boleści Rozważam upadek w podmokłość zmysłów Czy warto przystanąć dla szeleszczącej pieśni Gdy łyko próchnieje pod falą domysłów Czym innym poruszane, a niby jeden wiatr wieje Tak bardzo różne, a wszystkie to krokiew Gdy mrok tuli bardziej wrogiem niźli przyjacielem Ponuro rechoczą gdy łechta je oddech Samotnie sterczą i szczerzą korony Niekiedy kładą liście po sobie nad wodą Splatają korzenie w uściskach tak mocnych By rozstać się tylko wraz z czasu pożogą Chcą piąć się wyżej, gdzie światłość pląsa Bosa i naga oddaje wdzięczne uroki Tu wyścig szczurów, tam rozdarta sosna Cierpiąca na widok kłód rzucanych pod nogi [Refren: Magda Przychodzka] Nie jestem pewna czy chciałbyś to słyszeć Są takie dźwięki, które potęgują ciszę Nie jestem pewna czy chciałbyś to wiedzieć Jest takie piekło, które kiedyś było.. Nie jestem pewna czy chciałbyś to słyszeć Są takie dźwięki, które potęgują ciszę Nie jestem pewna czy chciałbyś to wiedzieć Są takie kwiaty, które kiedyś były... drzewem... [Zwrotka 2: Ozzy] Wycięli drzewo, które stało tu kilkanaście lat I dali nowy dom, uwolnili je zza krat A na fotografii gdzieś ono ciągle stoi tam Wycięli drzewo, a właściwie drzewo wyciął się sam Na wpół zdarta, poraniona kora martwa Po wielkich statkach dobija ostatnia tratwa Przepiękny falstart, mija chwila nad brzegiem Korony drzew przegrały walkę z niebem Jest trochę ciemniej niż zawsze, ja wiem Jest może trochę zimniej, mamy trochę krótszy dzień Mamy trochę mniej czasu, wokół widać coraz mniej Tylko zbyt długi cień odbija się od drzew Gdy przechadzam się po wyschniętych piórach Rozbitków wolności nieczułych już na ból Poniosła ich w nicość królowa natura Ale musiały spaść gdy zobaczył to król Płonie ogień więc unosi się dym Ta cisza dookoła to tylko niemy krzyk Kolejne drzewo pada tu pozostawiając liść I kolejne ciało pada aby inne mogło żyć Choć dziś, ogień pochłania to wszystko Odcięte od świata miejsce podrażnione iskrą Obdarte ze skóry, potem wrzucone w ognisko Palą się myśli, uczucia, nazwisko I na swój sposób ból jest inny niż gdziekolwiek Niesamowity śpiew otwiera nam nowy wątek Słucham co do mnie mówią, odbijam to od lustra Drzewa nie mają uszu ale za to mają usta [Refren: Magda Przychodzka]