Pod horyzont dnia i z nad niebios nocy Ostrza tnące błękit potłuczone lustra światła Nad horyzont zimy Świetlista obręcz mrozu Uwięziona w lekkiej mgle Niczym odblaski życia Przez horyzont świateł Królestwo martwej ciszy Poranionej chłodnym blaskiem Słońca w błękitnej bezdni nieważkie smugi bieli zmrożonej, uwięzionej znikającej w dali czasu dryfujemy w toni nieistnienia zapomnieni nieważcy niczym światło w kojących objęciach chłodnego Słońca stycznia odrodzenie, zapomnienie przestrzeń tonie w ciszy odwieczny bezruch zabija dźwięk i czas każdą lotną myśl przytłaczając ją swym blaskiem