Chór Zeusa wieści ty słodka, jakież w dostojne Teb progi Z Delf grodu, co się złotem lśni, Wici niesiesz mi? Dach się wytęża, a kłębią się myśli od grozy i trwogi. Delicki władco, o Peanie, Drżę ja, czy nowy trud nastanie, Czy dawne trudy w czasów odnowisz kolei? Głosie niebiański, ty przemów, ty, dziecię złotej nadziei! Naprzód niechaj mnie Zeusa córa, odwieczna Pallada I Artemida wspomoże, Która strzeże tej ziemi i tron okrężny zasiada Na Teb agorze. Przyjdź i Febie w dal godzący, Stańcie troje jak obrońcy. Jeśli już dawniej wy grozę ciążącą na mieście Precz stąd wyżęli, przybądźcie i teraz i pomoc mi nieście. Zło mnie bezbrzeżne dotknęło. O biada! Naród wśród moru upada I myśli zbrakło już mieczy Ku obronie i odsieczy, Pola kłosem się nie skłonią, Matki w połogach mrą lub płody ronią. Jak lotne ptaki, wartkie błyskawice, Mkną ludzie cwałem w Hadesu ciemnice. Nad miastem zawisła głusza I stosy trupów po ulicach leżą, A śmierć i dżumę szerzą; Nikt ich nie płacze, nie rusza. Żony i matki z posrebrzonym włosem Żałobnym zawodzą głosem. Skarga wszechludu zabłysła wśród nocy, O Zeusa złota córo, udziel nam pomocy! Przybądź chyżo – oto wróg, Choć mu nie lśni mieczem dłoń, Z krzykiem wtargnął w miasta próg. Wyprzyj go na morską toń Lub pędź w niegościnną dal, W głębie trackich fal. Choć oszczędzi ciemna noc, To dzień wtóry zgnębi dom, Ty, co grzmotów dzierżysz moc, Zeusie, ciśnij grom! Z twego łuku złotych strun, Puść, Apollo, krocie strzał, Artemis, spuść żary łun, Z którymi mkniesz wśród Lykii skał. Ciebie wzywam, złotosploty, Boś tej ziemi syn, Niechaj zaznam twej ochoty, Tyś, coś panem win! O Bakchusie, pośród gór Pląsasz w Menad gronie, W boga klęsk, co niesie mór, Żagwią mieć, co płonie!