Trzech ich było... Najstarszy z nich, potężnie zbudowany Ćwiczył swoje ciało pięć godzin nad ranem Ciężary podnosił, sprężyny rozciągał Przez to wszystko jednak swoją głowę zaniedbał I odsiedział swój wyrok niemalże w połowie Zwolniono go wcześniej za dobre sprawowanie Ćwiczył dalej i już po paru miesiącach Nie było w mieście nikogo, kto by mu sprostał Zatrudnił się w ochronie miejscowego bogacza Praca łatwa dla niego, lepiej żyło mu się teraz Ale wszystko, co wygodne, swój koniec miewa Złamał kark policjantowi, co coś chciał od milionera Pracodawca jego wiele czasu utracił I pieniędzy sporo, prokuratora spłacił Ale nie chciał już widzieć swojego pracownika Gdy sprawa ucichła, zwolnił go natychmiast To pierwszy z nich - zaletą jego było Że wszelkie długi szybko odzyskiwał Drugi z nich jeszcze wyższy od tego pierwszego Lecz nie ćwiczył tyle, słabszy był od niego Za to w dłoniach swoich taki talent miał Co zamknięte było, on od razu otwierał Wszystkie domy znał, coś czasem doniósł policji A ci w zamian za to oczy przymykali Podobno kiedyś dostał od nich nawet pieniądze Mówił, że dla zmylenia i że zwrócił je w końcu Wyjechał do Niemiec, mieszkał tam cztery lata Na czarno pracował gdzieś w rejonach Darmstadt Kiedyś zdążyć nie zdołał Zagapił się, bolec dwa palce mu urwał A że na czarno pracował, nie był ubezpieczony Wyrzucono go z pracy bez dania przyczyny Ze wściekłości wtedy puściły mu nerwy Złamał nos majstrowi, Ślązakowi spod Katowic Trzeci z nich wyglądał najmniej zdrowo Gdy był dzieckiem, przeszedł jakąś ciężką chorobę Zostawiła ona ślady w sumie dosyć poważne Kulał na jedną nogę, mówił niewyraźnie Ale mózg miał bardzo sprawny i umiał dobrze liczyć Miał to we krwi i dobrze wiedział jak zarobić Kupił tanio, sprzedał drogo, odczuł poprawę Papiery tak rozpisał, że to było legalne Odwiedził też proboszcza ze swojej parafii Kościół cła nie płaci, więc to wykorzystali Sprowadzili i sprzedali wszystko z żadnym ryzykiem Po udanej transakcji podzielili się zyskiem Wtedy spotkał tamtych dwóch - byli bez pracy Obaj w złej psychicznej kondycji Wytłumaczył im szybko, że nastały nowe czasy Jest okazja, aby zrobić razem wiele pieniędzy A czas był taki... Pieniądz tracił na wartości Wyjechali do Azji po sprzęt elektroniczny Gdy przywieźli go tutaj i sprzedali go taniej To i tak zarobili na pędzącej inflacji Powtórzyli to sześć razy, za każdym razem więcej Pod koniec roku mieli masę pieniędzy Przelewali je z konta na konto... System bankowy płacił im procenty Zewsząd, skąd tylko możliwe Bogacili się szybko, by uniknąć podatków Kupili sześć padających fabryk Lecz za dużo zysków było, siedli, pomyśleli I sfinansowali wielki festiwal kościelny Przypominasz sobie, jeśli wtedy byłeś w Częstochowie To bawiłeś się właśnie wtedy za ich pieniądze Dołożyli trochę grosza partiom różnorakim Te stworzyły jakieś spółki, więcej bogatych Ale w końcu podpadli komuś, wziął ich pod lupę Prokurator generalny znalazł ich winę Po kryjomu dochodzenie przeprowadzono Zapadły decyzje, by zatrzymać ich nocą Ale mieli swych dłużników, nikt o tym nie pamiętał Ostrzegł ich w porę urzędnik prezydenta Gdy przed nimi tego dnia zamknięto już granice Oni pili Caipirinhie w Porto Alegre Więc nie byli tu obecni, całe to śledztwo Prokurator przeprowadzał pod ich nieobecność Zrobiono z nich złodziei, rozdmuchano w ma**mediach Tłumaczyli się z daleka, lecz nie mieli szans wygrać Tu na miejscu politycy niegdyś z nimi związani Określali ich teraz bandytów mianem Tak rodzą się fortuny i fortuny uciekają Jeden przykład fortuny z rodzimego kraju Tak rodzą się fortuny i fortuny uciekają Jeden przykład fortuny z rodzimego kraju