Kali (PL) - Sam Tego Chciałeś lyrics

Published

0 107 0

Kali (PL) - Sam Tego Chciałeś lyrics

Twoi fani muszą kochać, całować cię w stopy Nalatać się z tematem by ci oddać parę złotych Ziomek jak chcesz mieć na drzwiach siekiery i kopy To przypucuj się Popkowi, że masz klocka do zamoty Mnie też nie interetete twe życie prywatne Ale gdy modyfikujesz siebie Pawle ja się martwię Co się dzieje z Popem pytają chłopaki Po co mu oczy demona i te podwieszane haki? Kto dissował Firmę? Kto dissował Ciemną Strefę? Jak nie wiesz co to diss to zapytaj wikipedię Jebane brednie, okradłem złodzieja Gdy ci małolaci całowali ci zarobek z kierman W Krakowie zawinąłeś mandżur nad morze Krzyżyk od rodziny P bez żalu na drogę Kroczyłem własną, odbiłem sam z niczym A za tą odzież JP powinniśmy ich naliczyć Ja, ty i Pomidor co z tego mieliśmy mordo? Wszyscy razem pracowaliśmy na to firmowe godło Kiedy oni A6 zajeżdżali pod apartamenty Ja chodziłem z bólem brzucha, nie mając nawet na skręty Daruj se brechty legalna praca nie hańbi mnie Ty też zaczynałeś od łopaty w Londynie Jak nie kumasz czemu odbiłem od łaków Wytłumaczę ci chłopaku na kolejnym tracku, ej [Hook 1] Pojebało się od hajsu, masz marketingowy zastój Kto bez winy niechaj pierwszy rzuci kamień Jaki masz interes w tym, by sprowadzić mnie na dno? Rozumiem miałeś zły nastrój, podkręcony przez tych błaznów Zadaj pytanie czy stoisz po stronie prawdy Weź zbastuj, nikt ci tu nie bije brawo Pawle stary kocie po co wpierdalasz się do tego Dałeś wiary propagandzie Morskiego i Bladego Czemu nie spytałeś mnie czemu odbiłem od nich Ja cię szanowałem, a ty knujesz od tygodni Wiem masz mnie na liścia, w klatce wypadłbym cienko Ale na tych bitach nakurwiam jak Fedor Emelianenko Odebrałem, potargałem tą depeszę Póki co to mamy sierpień, smok już się nie podniesie Na szczęście od lat nie muszę latać na kieszeń Zrozumiałem, że nie warto, na legalu pnę się Szara eminencja Firmy bez inwektyw Na czele stał ten koleś co miał parcie na obiektyw Wiesz, że to lamus my wiedzieliśmy peronkę On nigdy nawet raz nie był karany dołkiem Gdy ty rabowałeś Londyn ja znałem klasykę Legnica dała mi szkołę wiesz, że dobrze znam ulice Straszysz mnie fanami, których i ja wychowałem A prawdziwi fani mają na to wyjebane Chyba zapomniałeś, że tu chodzi o muzykę Mnie się nie obawiają, mnie szanują ulice Robię takie klipy o jakich możesz pomarzyć Słyszę jak przez ciebie przemawia naiwność i zawiść Okazałem wam szacunek w „Żyję zamiast polec” Pokaż mi, gdzie tam był kurwa wbity bolec [Hook 1] Kto komu pierze mózgi, mówi o elegancji Pseudoprawilniaku mistrzu dezinformacji Zapomniałeś jak przez ciebie oszukani ziomki Waliłeś im do sypy drugie tyle mąki Stary numer z rękawicą zbiłeś tak fortunę Lecz nigdy nie miałeś gestu, żydziłeś każdą złotówę Ja milczałem aż do dzisiaj, pieniądze drażliwy temat Skoro mnie oczerniasz innej możliwości nie mam Racja, czasem pożyczyłeś mi floty Dawno jesteśmy kwita, nie zapominaj o tym Niewolniku, co cię naprawdę boli? Pamiętam jak mnie wystawiłeś wtedy tam na Woli Mi się pierdoli? Chłopino przestań pieprzyć Ty piszesz na mnie diss, co my jesteśmy dziećmi? Wylewasz jakieś żale za czasów małolata Choć wiesz, że nieraz miałeś we mnie brata [Hook 2] Na niejednego gościa mówię brat Na tego tu na wolności, na tego zza krat Tamci sprzed lat są jak kat Bo choć sami nie są idealni nie tolerują wad Ja chciałem hajs do łapy dwulicowa chimero? Dwa tygodnie puchy z ciebie się złodzieje śmieją A prawdziwi wiedzą gdzie leży prawda Ty polityku o prawdomówności Donalda Nadworny historyku nie brak ci talentu Ale od dwunastu lat w rapie żadnych postępów Używasz podstępów, ja nosiłem ci hajs Nie byłeś mi wspólnikiem nigdy urojona baśń Już nie pamiętasz czemu chodziłem pusty Bo z JP nic nie miałem, płaciłem wam za koszulki Jak miałem do was żal ty śmiałeś mi się w twarz Wymyśliłem Ganja Mafię nagle pojawił się Hash Utworzyłem markę, zacząłem się rozwijać Miałem ci się opłacać? Możesz dostać w ryja W bawełnę nie owijam, odpierdol się ode mnie Bo się za ciebie wezmę solidnie i konkretnie [Hook 2] x2 Posłuchaj mnie ty bucu raz na zawsze zamknij mordę Co było między nami mogłeś uszanować godnie Teraz tu wylewasz brudy, rzucasz gównem jak stajenny Zaraz szybko wytłumaczę, że nic ci nie jestem krewny Nie powiem byłeś mi przyjacielem nie raz Nie powiem mogłem na ciebie liczyć nie raz Ale, gdy potrzebowałem tam pomocy w walce Odjebaliście flopa posrani na ławce Mi jadą, ty z nimi jarasz, ty mnie bronisz, los cię pokarał Bo ci sami ludzie chcieli was dojechać Chciałeś pomocy, gdy strach na plecach Tak szydzę, gdy pajacujesz klauna Morski może niebawem nawet batman Uwolnić orkę, garaż z kopa Kurwa co za idiota, on ma downa Srasz się, gdy marzysz o ekipie Palisz frana zakłamany typie Milczenia zmowa nie mocna strona Srasz się po Polsce do mnie w telefonach Nasza rozmowa na Skype to była tylko formalność Wiedziałeś od dawna chciałem odbić w chuj, odbić w chuj Złość sięgnęła zenitu, gdy odwiedziłem wasz magazyn A tam wisi podkoszulek Ganja Mafii na nim chuj Na nim chuj namazany, ja nie chcę już być z wami Pseudo ziomami co mi jadą za plecami, czuję ból Kocham Firmę, dziecko, ojciec już nie wróci Będę nosił ciebie w sercu, nie zwiodę Cię w śród ludzi Zwinąłem ciuchy oddałem nadawcy Mój dług wynosił koło 3 tysięcy Obiecałem oddam co do złotówki Ustalmy Romek rozżycia warunki Ty milczysz, ja milczę, nie grasz moich zwrotek ja milczę Nie paplasz ja milczę, to było proste nie udało ci się Złamałeś każdy punkt, gdy ubliżałeś mi Na koncertach jeden buch, ja za to liczę ci Zachowałeś się jak ciul, chciałeś zadać mi ból Kłamałeś jak z nut, gdy sprzedałeś ten dług Wasz ziom Roman Bosski sprzedał ten śmieszny dług, taa Ktoś miał wziąć z tego procent, i nie oszczędzać mych nóg Tak się składa, że ja i on to ziomki, prawdę zdradziłem mu A to człowiek z charakterem mówi Kali jesteśmy kwita, piona Sam widzisz obrotniaku nie należę ci nic Trzeba było porozmawiać, mogłeś sam zadzwonić Ciągle kopałeś dołki, oczerniałeś mnie wśród braci Nawet jeśli nie ja to los za to ci odpłaci Gdzie były twoje zasady w przeciw podróbą kampanii Chciałeś cywilne sprawy dla tych, co handlowali ubraniami Z literami JP ideologii nie ukradli JP w sercu im się pali to kochali nasi fani Gdy zakładaliście biznes zapomnieliście o mnie Bo Tadkowi byłem winny jakieś śmieszne pieniądze Od tego są ziomki, od tego by pożyczyć Gdy ci gaśnie słońce nie masz na kogo liczyć Dziękuję wszystkim ludziom co pomogli w trudnych chwilach Przepraszam jeśli kogoś zawiodłem to mi wybacz Nie jestem ideałem, nie próbuje nim być Ale nikt nie będzie mówił mi jak i gdzie mam iść Kiedy nie czuję przyjaźni to odbijam Skoro ona umarła to nie była prawdziwa Chodzi o pieniądze, nie zgadza się rozumiem Kiedy przeistoczyłeś się w taką złotówę? [Hook 3] x2 Wiem, że liczyłeś na to, że się nie podniosę Wiem, że cię boli wiesz, że nigdy nie przeproszę Jesteś dla mnie martwy nie wielbię cię co niedzielę Myślałem, że jesteś moim przyjacielem Zwinąłem swój dorobek do samarki włóczykija Poszedłem w stronę słońca, ciągle wierząc w przyjaźń Za mną to miasto, Kraków na zawsze kocham Czeka na mnie nieznane, boso ale w ostrogach Skąd ty możesz wiedzieć co robiłem w kryminale? Pewnie od moich wrogów, co ich wtedy miałem Co ty możesz wiedzieć o zasadach w kryminale? Przecież nigdy tam nie byłeś, tylko o nich słyszałeś Zakoduj se Romanie nigdy tobie nie wybaczę Za to propagowanie tych kłamliwych przeinaczeń Za to, że ludzie, których szanuję prosto z serca Nie wiedza już co myśleć boś ich sprytnie ponakręcał Się nie ukrywam, wiadomo gdzie mnie znaleźć W końcu wszystko poodkręcam, przywrócę ksywie chwałę Pamiętaj że, me długi to moja sprawa Nie wiesz co mówią o tobie, nawet nie chcę powtarzać [Hook 3] x2 Jestem hipokrytą, weź chłopaku odbij Kiedyś jebałeś psy, dzisiaj jesteś porządny Śmieszny co za heca, ratowałeś mnie od pieca Se poleciałeś ładnie, fantazjujesz tak se wkręcaj Zapomnij o mnie, najlepiej raz na zawsze Jadziesz nienawiścią, ja cię winnie prawdy karcę Pozdrowienia od mej ekipy ze śląska Ganja Mafia już na zawsze nie podzieli nas forsa Nie podzieli nas forsa Nie podzieli nas forsa Nie podzieli nas forsa Nie podzieli nas forsa