To była niedziela, wstałem późno, luźno sobota melanż Myślę ukrop doskwiera, relaks, teraz się nie wybieram Gówno, cholera, kierat, dzwoni telefon, nie odbieram Boli mnie, że to nie ta litosfera, gdzie tego nie ma Ale nie o tym, więc odbiegam, do komputera porobić zwroty Albo do sapera, nie mów mi o tym, dotyk też ice tower'a Trochę inny motyw jak wypadam tu z roli rapera Ale nie o tym chciałem, w sumie na pewno W chuj czasu przejebałem od nagrania de integro Trzeba zrobić tu kawałek, co nie będzie mi tragedią Kurwa nie mam już zapałek, ta, zapierdalam do metro Ty i kogo tam spotkałem, ja jebie, czy nie to nie była czarownica Ona dawno już nie żyje, zresztą wszystko jedno Ta, bo dziś mnie nie ominie, terror Wiesz to był klient co mi dzwonił przed ósemką Ziom nie piję muszę nagrać płytę W ogóle mam plan jak k**er dojebać wszystkim po dupie Taa spoko kminie, ale mam wódkę ty jak nie popłyniesz Jak ty masz w rodzinie motorówkę, dobra to było okrutne Cho na chwilę chluśniem, ale później idę i nie wyląduję nigdzie na domówce Czy chuj wie gdzie, w chałupie, w klubie, albo w dupie Teraz pójdziemy, nie parę godzin in da future Leże pod biurkiem, ujebany jak sztaplarka, Na wkurwie obok typiary jedna parka zajebana okrutnie Chyba mam blanta w ryju, skandal to smutne Wiruje bania jakbym napierdalał wiadra po wódce Na faktach, a jakaś laska chyba tańczy na rurce Chyba ma dałna, nikt nie będzie tutaj klaskał tej kurwie No masakra ogólnie, coś gadam, ale nikt nie kuma tematu Chyba już pora odpadam, opowieści z miasta fatum