[Zwrotka 1: Dan] Gadki ostre, przebijamy skalę Scovilla A każdy laik wie, że to proste Dlatego pieprz to; kapsaicyna (co?) Co drugi tonie tutaj w pomyjach Nie zrobię tego po Tobie, więc się lepiej sam zmywaj (haha) W głowie mam nieporządek, a tworzymy nowy ład Skąd wiesz co ja zaraz zrobię? Nie chcę, ale odpływam Tracę kontrolę, to świeże, a po grzybach Tak się wyrabia tu normę gdzie krew nie płynie w żyłach Prawdę zawijam odkąd została nam jedna, wybacz Kłamstwem zasady naginasz, pogięło Cię także chyba Gram se otwarcie, bo ważne co w moich myślach A tę chorą jazdę mamy na starcie, chociaż kończymy tripa Spływa to po mnie jak pot, od serca bicia Nie wytrzymałbyś od dzisiaj, to zgon - nie znaczy rzygać Chwila i się zwijasz jak joint, to już klasyka Tak nam mija znowu ten afterglow, wracam do życia Chyba sam nie wiem co jest pięć Nie wiesz, że znów zmieniam percepcję jak chcę Odklejam się od tego syfu na pokaz, mam styl Bo nie chcę zostać, tam być Wpakował mnie do tego worka co ich A wkoło sporo przepaści, dziś mam pewność, to nie żarty Te rzeczy oddzielam grubą kreską i to moja ścieżka na szczyt Leszczy tu ścięło, każdy się ze wstydu pali Ja nie wyjdę do nich z ręką, ale przez to mam ich w garści Ciśnienie robi mi dziurę na bani, my robimy falę dekady Znowu umieram by wrócić i łamać ich mury nowymi wizjami Blade tsunami to broń, Ty weź to pogoń z nami Łapię farsę i pulsuje skroń podkręcana przez basy Nie czekam na lepsze czasy, zmieniam je w czasie pracy I to haczyk, na który łapię opcję każdej szansy I nic dla mnie nie znaczysz, jak jesteś nijaki zamilcz Choć mam tłumik na takich, lepiej sam to w sobie zabij [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]