Jeden Osiem L - Gwiazdy lyrics

Published

0 118 0

Jeden Osiem L - Gwiazdy lyrics

[Intro] Jeszcze tu kurwa wrócimy Czy to jasne? Darmozjadów i matołów banda [Verse 1] Ej, krytykanci, z małej litery nazwiska Zero pokrewieństwa z nami, puste słowa lecą z bliska Definiujesz hip-hop choć nie wiesz co to znaczy Tysiąc słów do powiedzenia, wszyscy tacy kozacy Zamknij mordę, gadasz człowiek, choć wiesz, że nie masz racji Twój brak kwalifikacji dostarcza palpitacji Słyszysz mój śmiech, tak to z ciebie ja się śmieje Wiatr wieje, a my zaciskamy kleszcze Pizdy, leszcze my staramy się, piszemy Koncert gramy, nagrywamy, zawsze jakiś wybór mamy Mocne słowa teraz płyną, bo dobrocią nic nie wskóram Napierdalasz na nas kurwo, a mi nie pozwalasz Abym słuchał takich bredni które są z czystej zazdrości Pozdrówka i szacunek tylko dla prawdziwych gości Powiedz wszystko prosto w twarz, za plecami nie rób świni Szacunek da nam ten, który cały temat kmini A od was nic nie chcemy i szacunku wam nie damy Krytykujesz?! my się bardziej rozpędzamy Krytykujesz?! a my dalej nagrywamy To jest fala jak Tsunami nigdy się nie zatrzymamy Razem obraliśmy cel i go razem wykonamy Razem wykonamy, razem wykonamy [Hook] Gwiazdy jeszcze nie jedną zobaczysz Na pewno ich nie widzisz, kiedy w naszą stronę patrzysz Gwiazdy jeszcze nie jedną zobaczysz Na pewno ich nie widzisz, kiedy w naszą stronę patrzysz [Bridge] Jeszcze tu kurwa wrócimy Czy to jasne? [Verse 2] Skąd wynika ta krytyka? pewnie z czystej zazdrości Nie robią tak normalni, tak ludzie robią prości Palisz mosty za sobą, wybrałeś teraz chama Hardcorowe więc zagranie, motyw, nocna eskapada To się teraz rozpoczyna, nie ma końca to początek Życie samo teksty pisze, do pisania zawsze wątek Zazdrość zdziera jak nas wszystko, od razu chciałbyś wszystko Krok po kroku nauczy, czas szacunek pokaże Najważniejsze nie zwątpić i nie zniszczyć swoich marzeń Kiedyś gadki o koncertach teraz z drugiej stoję strony Kiedyś krzyk wśród setek ludzi teraz krzyczę do mikrofonu Ej, krytykanci ja o odwet teraz proszę Na koncercie krzyczy - jeden, ci pod sceną krzyczą - osiem Zawsze chciałem być MC, a droga długa jeszcze Słowo po słowie i będzie ich więcej Nie osiada się na laurach, bo to nie ekstraklasa Cały czas będziemy tworzyć, choć jest przeciwników masa Telewizja regionalna, bo ktoś w końcu to docenia Najpiękniejszy przecież sen wielka scena nie podziemia Matką głupich jest nadzieja, choć wcale to nie zmienia Wszyscy wiemy, że jest ciężko, może spełnią się marzenia A tym czasem pozdrowienia dla tych którzy uwierzyli Dla wszystkich braci, ziomów, którzy się nie pomylili [Hook & Bridge] [Verse 3] Płyną kolejne wersy, bo tematu nie skończyłem Tyle ludzi plecie bzdury, a ja z boku się patrzyłem Przyglądałem się bezczynnie, lecz nie mogłem wytrzymać Gdy mnie kurwa krytykuje, a pojęcia nie ma świnia Gwiazdy jeszcze nie jedną zobaczysz Na pewno ich nie widzisz, kiedy w naszą stronę patrzysz Twe myśli, urojenia skąd bierzesz takie gadki Blokers?! jasne, nie opuszczam klatki Dobrze, że jest was tak mało, nie zmienicie tej kultury W każdym mieście przecież widać ciągle malowane mury A w co drugim samochodzie napierdala muza miasta I gdy od chuja jest tych ludzi, którzy nie powiedzą basta A środkowy palec do tych, do tych co nie czają bazy Dla nich wiejska potańcówka, disco-polo, nocne zmazy Każdy mądry, wyuczony, hip-hop miejska patologia Co ty gadasz? wsłuchaj się dokładnie w słowa Nigdy nie zapomnę chwili gdy spełniło się marzenie Mikrofony, światła, ludzie, jeden osiem nam na scenie Dzięki organizatorzy, różne wiksy na koncertach Słuchaj Carlos, Łysy, Chmielu chyba sprawa niezamknięta