[Verse 1: Jeżozwierz] Uhu, niezła farsa, pora zamieść jak kustosz Chcą twardo i brudno, a cyfrowo cyzelują Hardkorowcy-bananowcy, ciężkie uliczne życie Pancerz fejkowy pora rozbić jak sznycel Klipy na klatkach, pies amstaff - jest groźnie W domu z obiadem mama, tata ma sprawy firmowe Te na szyi złote? To z wałku na leszczach A z tym samochodem to też grubsza afera No fakt, grubsza, ale rolada hajsu A biedne dzieciaki łykają farmazon kłamców Klepią te prawdy, większość rzeczy widzieli Niestety - w sieci lub słyszeli od koleżki Znam oczywiście MC's z Doliny Hinnom Gdzie syfu przesyt prawie przerwał ich żywot Ale lwia część typeczków to wczuta w Scarface'a Gangsterka w sesjach wrzucanych na Fejsa [Verse 2: Junes] Ściema na ściemie, polski rap niesie brzemię Robię aborcję na tych płodnych w cement Taki beton, ziomek, jeden z drugim bracia Grimm Ściemnione historie i podpierdolony styl Wjeżdżam czołgiem Volvem w te opowiastki Tak pierdolą, dając dupy, że to rap obojnacki Ty, sprawdź ich uliczny wizerunek Najpierw Cię poczęstuje, później na posterunek Zaprowadzi, wystawi rachunek jak kurwa Większość ma wizerunek stworzony przy biurkach Pozoranci, niby progres, nowoczesność Z takim flow, nawet no-flow może śmiechnąć He, polski rap to nie getto, to zwykły festyn Niech zagrają mi na Dniach Sokołowa Ja w tym czasie ładuję do snajperki To nie okres ochronny, to sezon polowań [Verse 3: Kidd] Jaylib spoko zespół, biorę ich biznesplan Projekt z Radkiem - KIDDLAGO, farmazony dla pań Z czegoś trzeba mieć hajs, my umiemy go wydać Ej, widziałem z Tobą wywiad, Twój kwadrat to bida Ci od wygrywania życia jedzą obiad w Siemiatyczach Nam zostały ochłapy, nie sprzedała się płyta Nie mam wyjścia, SS Junes kazał pisać Taka prawda jak to, czego nie widzę w teledyskach Dzielnie zastępuje dzielnie cyberprzestrzeń Mów mi Lawnmower Man, gdy nawiedzę Cię we śnie Kiedy jestem najebany, nikt nie płaci mi za marki Co Ci powie Hunky Dory, rocznik 2004 Czyżby taktyk? Nie wiem, obce mi stwierdzenie Widziałem kiedyś w necie, co nie znaczy, że uwierzę