Chlaliśmy wino na dachu, myśleliśmy ile to lat już ślizgamy się po tym piachu, jak na skimboardzie, pokracznie W moim przypadku, i jeszcze łyk, aż doszło do kilkunastu Wiele złych decyzji, słowem, jeden wielki bazgrół Tłusty bat kuł od wypadku, do wypadku A czas pruł, na złamanie karku Jeśli dało się go uchwycić to w sekwencji maszków Jak ja do chuja znalazłem się na tym obrazku? Stoję pod klatą, wyszedł z niej facet z siatą Ten sam co zawsze, to już dwudziesta? a zatem baton Albo spacer pieska Leszka, co mam robić, jak tu mieszkam Niekoniecznie to co reszta, nie wiem jedź tam, albo gdzieś tam Tak powiedziałbym dzisiaj, jakbym już to kiedyś słyszał Ale wtedy sam musiałem nauczyć się korzystać z życia Spędziłem na osiedlu, owszem, piękne chwile Ot, jakoś przechodziłem i się zżyłem, tyle że się zasiedziałem jakby pogodzony z losem Miałem tylko tak na chwilę, na mnie czas, się zmyłem Spędziłem na osiedlu, owszem, piękne chwile Lecz przesadziłem z powtarzaniem ich na siłę Będac szczylem, w bandzie pogodzonych z losem Miałem tylko tak na chwilę, w końcu wstałem, żyję Chlaliśmy wino na dachu, jak jakaś inteligencja I myśleliśmy o fachu, ale bardziej gdzie druga butelka I jak spłacić dług światu, wykorzystać powera w rękach Trochę to trwało, nim na kozaku, wjechaliśmy na wyższe piętra Nie była ani piękna, ani w porzo, raczej jebnięta Nie przemawiało za nią wiele, ale wiele jej zawdzięczam Nie chciałem się odciąć, ale czas jął inaczej się zapętlać Samo się stało, przestałem wychodzić na skręta I z tego miejsca pozdrawiam, łot łot, ziomków z osiedla Wypitych bronków nie liczę, ale gdzieś tam wszystkie pamiętam Poznałem od frontu a nie od święta wspaniałych ludzi Od jointów na pingpongu do szalonych piątków, kilka gongów, luzik Zawsze miałem słabość do pociągów #spikelee #clockers_movie Widać musiałem się zgubić, by odnaleźć się w podróży I pozdrawiam z niej, wszystkiego najlepszego, po prostu, tak jak mówisz Spędziłem na osiedlu, owszem, piękne chwile Ot, jakoś przechodziłem i się zżyłem, tyle że się zasiedziałem jakby pogodzony z losem Miałem tylko tak na chwilę, na mnie czas, się zmyłem Spędziłem na osiedlu, owszem, piękne chwile Lecz przesadziłem z powtarzaniem ich na siłę Będac szczylem, w bandzie pogodzonych z losem Miałem tylko tak na chwilę, w końcu wstałem, żyję