[Scratch] Walcz, by wygrywać, z ran można się wylizać [Verse 1] Nie sądzisz, Mielzky, że to czas, by to skończyć? Dwadzieścia trzy lata, a ty zatracasz forsę w nocnym Wracam do domu, nie ma Ciebie, nie ma nic Robisz rap? Dałeś mu życie, gdzie jest z tego kwit? Telefon, matka: „co tam, syn, jak praca?” Nie mam jaj, by się przyznać, że znów poleciałem w mataks Przepraszam bliskich za to, że zwiałem od nich Szukając lepszych dni, dill wypełnił moje torby Nie sądzisz, Mielzky, że to czas, by stąd odejść? Śmiało mogą mnie sprzątnąć, niech pochłonie mnie ogień Rap dał mi kumpli i ludzi w całej Polsce To jedna z kilku rzeczy, w której nigdy nie zawiodłem Parę lat temu byłem super, cool i trendy Później poznałem ból i ludzi, którzy nie są wierni Z miasta do miasta, co więcej mogę stracić? Gdy każdy dzień, faktycznie, może być ostatnim [Hook] Sam na świecie, wciąż nie mogę znaleźć miejsca Lecz chcę budzić się rano, kto nie walczy, nie zwycięża Bo prawda po twojej stronie, Mielzky Cierpienie z czasem daje uśmiech dwukrotnie silniejszy (x2) [Verse 2] Nie sądzisz, Mielzky, że to czas, by stąd zniknąć? Zostawić rap, myśl o pannie i znaleźć inną To ciężkie, brat, uwierz mi na słowo I tak wiecznie kończę z Beckiem i z Czystą Żołądkową Rzuciłem rap, nie chcę zrobić gnojom krzywdy Przyjąłem strzał na twarz i wyplułem swoje myśli Nie idź w moje ślady, nic nie zyskasz, to banał Dziś żałuję, to zbyt późny czas, by naprawiać Nie sądzisz, Mielzky, że zdechniesz pośród ulic? Gdybym miał wybór, właśnie taką śmierć bym zamówił Patrzę na moich ludzi, to wszystko, co w życiu mam Kto zostawił mnie na glebie, niech kiedyś jebnie na piach Jestem ze stali, każdą stal stopić można Mam tyle empatii, każdy się gapi i odtrąca mnie Co jest Mielz, ty łajzo? Gdzie płyta z Patr00? (Gdzie?) Gdybyś żył tak jak ja, olałbyś rap już dawno [Hook] Sam na świecie, wciąż nie mogę znaleźć miejsca Lecz chcę budzić się rano, kto nie walczy, nie zwycięża Bo prawda po twojej stronie, Mielzky Cierpienie z czasem daje uśmiech dwukrotnie silniejszy (x2) [Verse 3] Nie sądzisz, Mielzky, że to czas, by zapłakać? Po tylu latach niszczysz siebie, odpadasz świata Nienawidzisz życia, które kochasz jak nikt Zawsze jest wyjście, nie jest nim już browar lub litr Wysoko głowa, schowaj, ziomal, swój bling Nie gonię za tym, gonię dla tych, ty goń towar na street Twarz chowam w dłoniach, by nikt bliski nie konał przez myśl, że w słowach jest krzyk Nie chcę afiszować się tym Nie sądzisz, Mielzky, że czas jednać się z trumną? Wyrzucić rap, wyrzucić hajs matce na jakiś urlop? Nie mogę przestać, muszę dawać ludziom prawdę, stary Nikt jej nie słucha, wolą rap „jak ruchać pannę” Hustler na mikrofonie, niech tą łajzę kule biją Zabijam MCs słowem, klejcie żółwia z Aaliyah Jestem silny jak nigdy, wkurwiony jak zwykle I kocham swoje życie, bo nie chciałbym żyć gdzie indziej [Hook] Sam na świecie, wciąż nie mogę znaleźć miejsca Lecz chcę budzić się rano, kto nie walczy, nie zwycięża Bo prawda po twojej stronie, Mielzky Cierpienie z czasem daje uśmiech dwukrotnie silniejszy (x2) [Scratch] Walcz, by wygrywać, z ran można się wylizać