Kim jestem? Jestem... Kim jestem? Jestem... Kim jestem? Jestem... Kim jestem? Jestem... Niewypowiedzianą prawdą, niewygodnym faktem Bo kiedy rzucam hasło powtarzają je jak mantrę Czuję ból jestem tam, gdzie nie ma już nadziei Tam gdzie polityka, rząd nic nie zmieni Jestem tym czego się boją, bo nie maja kontroli Wyprowadzam na ulicę ślepych i nieświadomych Pochodzę z miłości i z biedy i chełpię się triumfem Dlatego głośno celebruję sukces Moje cele pozostają słuszne na zawsze Choć moi misjonarze nie zawsze niosą prawdę Nie boję się krytyki i do fleszy się nie łaszę Choć studiują moje słowa i pisali o mnie pracę Byłem w radio i prasie, na fonii i wizji Ciągle najlepiej się czuję wśród bliskich Czarny lub biały, Bogiem lub diabłem Bo nigdy nie przemilczałem tego co jest ważne Moi żołnierze nie plują na kobiety ani słabszych Nie po to nauczyłem ich jak walczyć Moje kobiety są przytomne i niezależne Podnieś ręce w górę, jeśli też w tym jesteś Nie mam za złe im, bo wiem, taki jest system Zanim skarcą wzrokiem cię, trzy razy się mnie wyprzesz Szanuję religię, cokolwiek wyznajesz Nie chciałem dać ci nic ponad wsparcie i wiarę Mówię w każdym języku atramentem na kartce Niedokończonym tagiem i niewyciętym trzaskiem Podaną po walce dłonią i aplauzem Jednym biciem serca, całym chórem gardeł Jeśli nadzieja jest we mnie to masz ją Nawet, gdy tracę korzenie wciąż mam wartość Nie zaprzeczaj im nigdy, bo masz kaprys Powiedz, co zrobiłeś w imię prawdy Kraty w oknach, obsrane parapety Cementowe róże, krew na asfalcie Wściekli mężczyźni, piękne kobiety Starsza pani głośno odmawia pacierz Czerwcowe popołudnie, słońce okrutnie pali Niedziela - nikogo nie ma na podwórku Śmieci gniją, smród podły czuć z bramy Jeśli się nie rymuje to nie hip-hop