Filipek - Odruchy Bezwarunkowe lyrics

Published

0 158 0

Filipek - Odruchy Bezwarunkowe lyrics

[Zwrotka 1] Jestem, odruchem bezwarunkowym Złożonym z czucia i daru mowy Pierwsze szwa*kuje, drugie mnie wkurwia Przez co się zachowuje znowu jak furiat Jeżeli ludzie to cząstki elementarne Każdy mój neuron poznał Twoje imię Śmieje się z głupot, życie jest żartem Który żenuje, gdy ktoś Ci ginie Rozpędzam auto do stu dwudziestu Popierdolone to jest imiesłów Które opisze relacje na pewno Przez które kurwa znowu palę sprzęgło Tu terpentyna przyprawia o mdłości Przemeblowuje swoje wartości Sufit pode mną się dawno zawalił To jeszcze ja, czy już surrealizm? Gdzie ten przystanek, na którym stałaś? Ludziom na pasach każe spierdalać Jebać mandaty, które mam w zamian Za opóźniony manewr przemijania Miejsce parkowe w Twojej aorcie Jest zastawione, jebnę mu w mordę Bo stoi na drodze wszystkich moich wspomnień Niech ktoś mnie w końcu przeprogramuje System się wiesza, gdy idę w górę Nie mogę żyć w tym chorym świecie Gdzie ludzie mnie mają wciąż na tapecie Nie jestem taki luźny, jak połowa świata Która pije w Starbuksach i odżywia się w Makach Czasami chleje, leje po pyskach Wmawiam, że żyje tu, jak artysta To nie jest artyzm, widzę to co dzień Dla mnie to odruchy bezwarunkowe To jest mój atut, czy kolejny stryczek Za dnia żyję jak patus, nocami mądrze pisze [Refren] Sześć litrów krwi, dwieście sześć kości Sprzeciwu wobec świata i dorosłości Sześćdziesiąt procent wody, w siedemdziesięciu kilo Wiarę w muzykę, którą mało wierzyło Miliard neuronów, sto procent wkurwu Na straty ideałów i hejtowanie buntu Parę przypałów, skłonność do kobiet A wszystko przez odruchy bezwarunkowe [Zwrotka 2] Eviva l'arte, pisanie to sztuka Ludzie mają wariograf, którego nie oszukasz Pisze dla siebie, więc wymagania schowaj Nie chcę na siłę się tu, asymilować Wszystko to tylko kwestia wyboru Więc mogę chyba tu zacząć od zera Tylko czy umiem być oportunistą Z wizją frajera w tanich gajerach Czuję się jakbym grał tutaj w Taboo Muszę opisać się bezimiennie Ludzie mnie błędnie interpretują A presja czasu mi już szarga nerwy Ten nasz romantyzm to już przeminął, zrozum Według Słońca już nie jesteśmy warci zachodu Czuję się nielogiczny, pośród kretyńskich ruchów Coś jak Curie-Skłodowska, w związku na Facebooku Chyba dorosłem, chyba przez chwilę Jestem wersją demo tego o czym marzyłem Chyba dorosłem, co za żenada Na pełną wersję mnie, nie spełniłem wymagań [Refren] Sześć litrów krwi, dwieście sześć kości Sprzeciwu wobec świata i dorosłości Sześćdziesiąt procent wody, w siedemdziesięciu kilo Wiarę w muzykę, którą mało wierzyło Miliard neuronów, sto procent wkurwu Na straty ideałów i hejtowanie buntu Parę przypałów, skłonność do kobiet A wszystko przez odruchy bezwarunkowe [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]