EsZet - Patokalipsa lyrics

Published

0 478 0

EsZet - Patokalipsa lyrics

[Verse 1: EsZet] Chujowy rap na poziomie, najgorszy rap na świecie Wśród sampli, wokali, nas diabli nadali Robimy wciąż jak Eripe - Chamskie rzeczy Po tym każdy wczuty kretyn tu się zacznie leczyć Melanż w zaświatach to adrenalina ziomal Szatan podpala nam bata a Bóg wycina zgona Wsadź w pizdę tematy Tabu, zamula ta faza Nasza lista tematów tabu to tabula rasa Chcesz iść łeb w łeb, koniec radosnych baśni Będzie czołowe zderzenie jakbym przypierdolił z baśki Resocjalizacja? Udław się tą gadką tanią U nas alkoholizm codzień stacza bitwę z narkomanią Powiesz `leczcie się`, będzie kara wynikiem Chcesz być paramedykiem, jesteś paralitykiem Pato pato, jest nas pięcu przy sterach To jest dobre jak diabli, zaraźliwe jak cholera [Verse 2: Eripe] Wjeżdża pięcu jeźdźców, męciu, stestuj ten styl Od dymu tak gęsto, ledwo słychać te wersy Nie ma lekko, wiadro się samo nie ściągnie ziomek Stroje wieczorowe to u nas maski gazowe Ciężka wiksa, no bo same jebnięty białasy Chcesz przyprowadzić pannę to lepiej jej cipę zaszyj Z głośników Necro, Slaine a nie Waka Flocka Flame Wszystko co nie zamarza do kieliszków lej Mamy fejm tylko wśród ekspedientek w nocnym I te złote płyty kurwa jak lejemy na chodnik To nie miłosne wiersze, nie ma tu wytwornych słów Chcesz podziemnej poezji to rozkop Szymborskiej grób Pato to sztuka po sztukach i nie szukaj sensu tu Po tych wersach każda sztuka ci odmówi seksu znów Rap się skończył na k** 'Em All, weź to rozkmiń Przyszliśmy tu po to żeby ruchać jego zwłoki [Verse 3: Delekta] Głupie dupy zapomniały co to reguły etyki Przez nie miękkie w spodniach mamy tylko narkotyki Są też tacy co kreślą linię i myślą o hajsie My skreślamy takim linię życia kurwa jednym punchem W powietrzu się unosi i jest prawie namacalna wiksa Patokalipsa, trwonimy czas na najbach Przy flaszkach stary i to nie tęga rozkmina Że u nas miara szczęścia liczona jest w promilach Jestem jak Mendelej**, brat, dzisiaj nie zasnę Browar się wszędzie leje, Bar to szczęscia pierwiastek Jak skują mnie w kajdany ja i tak się gdzieś rozerwę Wział bym się za zmiany ale kurwa mi się nie chce Może moja ksywka nie odbije się echem w tej rap grze Bo pizgam wersy na totalnym luzie i zajawce Wacki mają fajne teksty które zjadamy w szesnastce Porozcinam im powieki by patrzyli w oczy prawdzie [Verse 4: Penx] Bo to kurwa rap z dystansem, ciągle grane to na bani Mają do niego dystans no bo są daleko za nami Ciężko nam się innych słucha, musisz się już z tym pogodzić Piątka typów ostrzy noże, za chuj nikt nam nie podchodzi Hardocore, słuchać kłamstw, co niby są prawdą od nich Ciecie nie mówią prawdy, myślą są nieprawdopodobni Sk**sów tona, pora pokazać to ponad wasze siły Znów są ponad, faza chora, mic w dłoniach i tlą się slimy Żadna zbrodnia, sporo się pali, obcy nam tlenu zapach Z nami w Watykanie co dnia było by Habemus Papam Z Watykanu do Holandii, zobacz, nie ma bata na nich Nad trackami luz, w chuj dymu, każdy walczy z wiatrakami Znów możemy zburzyć plany, każdy popapraniec poprze to Mamy też tulipany i służy nam dobrze broń Decybele rosną, słabi klęczą i nie mają luzu Trzymamy wysoki poziom, mają nas powyżej uszu, typie [Verse 5: Zygson] Patokalipsa, wiksa, kielon, wóda, bongo Impreza godna mistrza, odchodzi nuda stąd bo Nie znamy granic, stąpamy najgłośniej między blokami Jaramy się tu stopami, jak nie pasuje to zamilcz Rozpuszczone dzieci w rapie, to nie dowód że tu da się Bo znikną bez śladu jakbym ich rozpuścił w kwasie Palą szlugi w wywiadach, z przewózką jak P. Diddy Z dumą oglądają ciągle swe klipy na DVD Puszczaj Pato na wizji, jak vizir wypierzemy mózg Ci Bo inaczej w nasze kręgi mordo nikt Cię tu nie wpuści Poznaj moich ludzi, siema, elo, nie ważne Prędzej ktoś rozbije bank niż wypuści z dłoni flaszkę Znasz mnie, jestem Zygson, patokalipsa Twórca pojebanych rzeczy wynikających z lenistwa Mamy tupet skurwysynu więc wyciągaj z tego wnioski Stylóweczka, za którą pójdziesz boso jak Cejrowski [Tekst - Rap Genius Polska]